You're just a daydream away
Im mniej chcemy o czymś myśleć, tym częściej pojawia się to w naszej głowie.
Myślałem o tym, gdy zamykałem stację po skończonym dyżurze, kiedy słońce powoli wychylało się zza horyzontu, rzucając bladoczerwone cienie na ściany budynków.
Myślałem o tym wciąż, stojąc na przystanku, mając nas głową pozostałość po burzowych chmurach, które poprzedniej nocy przyniosły spory deszcz, zostawiając za sobą jedynie pojedyncze kałuże na szarym betonie.
Próbowałem pozbyć się myśli o tym, gdy autobus mijał kolejne znane mi miejsca, by kilka minut później stanąć przy chodniku, który zaprowadził mnie pod znajome drzwi kamienicy, a ja tradycyjnie zignorowałem je, wchodząc na stalową konstrukcję schodów przeciwpożarowych.
Walczyłem sam ze sobą, stojąc na dachu budynku, mając przed sobą widok panoramy miasteczka i lasów, które je otaczały z możliwie wszystkich stron, tworząc naturalny, zielony mur.
Poddałem się, schodząc przez szyb na klatkę schodową, skąd wszedłem w końcu do mieszkania, a otaczająca mnie zewsząd cisza, odcięła mnie na chwilę od świata.
Nawet ciche pomrukiwania gitary basowej, po której strunach zręcznie przeskakiwałem palcami, nie dały rady odciągnąć mnie od myśli, która przyczepiła się do mnie i za żadne skarby nie zamierzała odejść. A właściwie, może tak naprawdę podświadomie wcale nie chciałem się jej pozbyć, ale zbyt trudno było mi się do tego przyznać.
Za oknem było jeszcze ciemno, ale lada chwila słońce miało wychylić się powoli zza horyzontu, oświetlając śpiące miasto. Zastanawiałem się, czy nie pójść na górę, na dach, i tak po prostu patrzeć na niebo, ale moje oczy i całe ciało zadecydowały za mnie. Odłożyłem gitarę i opadłem całym ciałem na łóżko, nie kłopocząc się czymś tak banalnym jak zdjęcie z siebie ubrań.
Nie byłem świadom tego, jak bardzo potrzebowałem snu, aż do momentu, gdy moje powieki zamknęły się momentalnie, a potem przed oczyma stanął mi obraz tego, o czym tak chorobliwie ciągle myślałem.
Najpierw zobaczyłem włosy delikatnie opadające falami na ramiona.
Potem ręce z paznokciami pomalowanymi na jakiś ciemny kolor, które sięgały po puszkę coli.
Chwilę później zauważyłem dziwne iskierki w oczach, kiedy jej wzrok zatrzymał się na mnie.
Na końcu, gdy już zacząłem zapadać w głębszy sen, usłyszałem głos. Głos, który wypowiedział jedno słowo, rozbrzmiewające w mojej głowie jak echo.
Wanilia. Pieprzona wanilia.
Rose zadzwoniła do mnie rano, by poinformować mnie, że pracę zacznę jednak trochę później, bo właściciel antykwariatu zachorował i będzie mógł mnie wdrażać w szczegóły dopiero za kilka dni.
Tak więc dobre kilka godzin spędziłam, snując się po mieszkaniu i czytając książkę, jedyną, którą zabrałam z domu.
Po południu lekturę przerwał mi ostry dźwięk dobywający się z głośnika smartphone'a.
- Halo?
- Scarlett! - dobiegł mnie głos, którego początkowo nie poznałam, ale po chwili skojarzyłam fakty.
- Hej, Chelsea - odparłam nieco przytłoczona jej entuzjazmem.
- Mam nadzieję, że pamiętasz o dzisiejszym ognisku.
- Jasne, jak mogłabym zapomnieć - uspokoiłam ją.
- Wysłałam ci sms z adresem, ale chciałam też zadzwonić osobiście. Zaprosiłam dużo osób, mam nadzieję, że uda ci się wszystkich poznać.
- Dziękuję. Za zaproszenie, za wszystko.
- Przestań! - uciszyła mnie Chelsea. - Widzimy się o dziewiętnastej.
- OK - uśmiechnęłam się i rozłączyłam.
Moment później poczułam, że nie wiem, co mam ze sobą zrobić, więc bez namysłu wyszłam z domu. Szłam przed siebie z książką w ręku, aż zobaczyłam małą kawiarnię. Była otoczona wieloma roślinami i nie mogłam się powstrzymać, by wejść do środka. Zamówiłam zapiekane tosty, po czym siadłam w rogu i zaczęłam czytać książkę, którą zabrałam z domu.
Ludzie wchodzili i wychodzili, a ja zagłębiałam się w świat Retta i Scarlett. Podobno to właśnie dzięki bohaterce Przeminęło z wiatrem nazywałam się tak, a nie inaczej.
Nie zauważyłam, kiedy mijały kolejne minuty, a nawet godziny i po pewnym czasie stwierdziłam, że niezręcznie będzie tu dłużej siedzieć, więc z braku pomysłu wróciłam do mieszkania.
Po drodze kupiłam jakieś gotowe danie, które zamierzałam potem odgrzać.
Cały dzień zdał mi się jedynie mrugnięciem oka. Tak naprawdę nie widzimy, jak szybko płynie czas, a kiedy już zaczynamy to sobie uświadamiać jest to zbyt przygnębiające. Wiedza, że w dziejach świata pojedyncze życie nie znaczy praktycznie nic.
Odganiając od siebie takie myśli, zajęłam się przeglądaniem dostępnych sieci wi-fi. Odkryłam, że mogę połączyć się z czyimś - swoją drogą, co za frajer, który nie zabezpieczył sieci.
Dzięki temu sprawdziłam trasę dojazdu do domku nad jeziorem.
Ogarnęłam się dość szybko, co zupełnie nie pasowało do schematu typowej dziewczyny szykującej się trzy godziny na imprezę.
Dojazd nie sprawił mi większego kłopotu i piętnaście minut po tym, jak wsiadłam pod kamienicą do jeepa, byłam już na parkingu przy dróżce, która - jak właściwie odgadłam - prowadziła w stronę jeziora pośród gęstych drzew.
Nawet jeśli bym tego nie wiedziała, wystarczyło wsłuchać się w dudniącą muzykę. Nawet ślepy by trafił.
Chelsea spostrzegła mnie pierwsza, a podbiegłszy do mnie, wręczyła mi plastikowy kubek. Po pociągnięciu jednego łyku zorientowałam się, że było w nim piwo.
- Prowadzę - powiedziałam.
- No cóż, dziś już niekoniecznie - odparła z uśmiechem.
Poprowadziła mnie do ogniska, gdzie siedziało już kilka osób, z którymi od razu zapoznała mnie sama Chelsea. Chwilę później zostałam wciągnięta w luźną rozmowę i błogosławiłam fakt, że gospodyni imprezy lubiła mówić.
W pewnym momencie poczułam, że ktoś się na mnie patrzy.
Odwróciłam wzrok i wtedy...
Obudził mnie dzwonek telefonu, który definitywnie nie był moim budzikiem i mógł oznaczać tylko jedno. Ashton.
Przelotnie rzuciłem okiem na godzinę, zanim odebrałem telefon i upewniłem się, że tym razem nie mogło chodzić o pracę. A jeśli nie chodziło o to, to wolałem nawet nie domyślać się, na jaki genialny plan wpadł tym razem ktoś, kogo pozwalałem nazywać sobie swoim najlepszym przyjacielem.
- Halo? - odebrałem, jednocześnie pocierając kciukiem i palcem wskazującym powieki, jakby chcąc zmyć z nich obraz poprzedniej nocy.
- Co robisz dziś wieczorem? - zapytał,
- Zakładam, że zaraz mi powiesz.
Chociaż go nie widziałem, z łatwością mogłem zgadnąć, że na jego twarzy malował się jeden z tych uśmiechów, który mógł oznaczać tylko jedno. Kłopoty.
- Czasami to jednak bywasz inteligentny, Hood.
- Czasami jednak miewasz przebłyski rozumu, które pomagają ci zrozumieć mój wysoki poziom inteligencji - odgryzłem się.
- Tak czy inaczej, mój przyjacielu, idziemy dziś na imprezę do Chelsea Martin.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł... - zacząłem, chociaż wiedziałem, że nie dam rady odwieść Ashtona od tego planu.
- Mógłbyś raz okazać chociaż trochę entuzjazmu albo przynajmniej udać, że go okazujesz - powiedział lekko zdenerwowany.
- Yaaaaay! - prawie krzyknąłem.
- Jeśli nie chcesz, pójdę sam, bez łaski.
Nie chciałem się z nim kłócić, szczególnie nie przed imprezą.
- Pójdę - powiedziałem łagodnym tonem, który wyrażał nic innego, jak zrezygnowanie. - Ale tylko dlatego, że chcę cię przypilnować, żebyś nie zrobił niczego głupiego.
- Dobrze, mamo - odparł Ashton, wyraźnie ucieszony, po czym dodał - Przyjadę po ciebie o dziewiętnastej.
- To zabrzmiało, jakbyś zabierał mnie na randkę, stary.
- Ubierz się ładnie, kochanie.
Oboje wybuchnęliśmy śmiechem i rozłączyliśmy się chwilę później.
Nie podobała mi się cała ta sytuacja, bo wiedziałem, co stanie się potem. Ashton, w przeciwieństwie do mnie, nie rzucił szkoły, ale skończył ją rok temu. Szkołę, której królową była Chelsea Martin.
Dziewczyna, która skradła serce połowie chłopaków w tym mieście. Osobiście nie miałem pojęcia, co oni wszyscy w niej widzieli, chociaż wydawała mi się miła.
Najgorsze było to, że jednym z jej największych wielbicieli był Ashton. Platonicznym wielbicielem. Takim, który patrzy na nią, gdy całuje się ze swoim chłopakiem i udaje, że jego serce nie rozpada się wtedy na tysiąc kawałków.
Więc tak, miałem pewność, że dzisiaj też się to stanie. Wiedziałem, że Ashton poskleja to serce jakąś przypadkową laską tylko po to, żeby dać Chelsea możliwość, by znów je rozerwała.
Wiedziałem też, że to ja będę tym, który poda mu taśmę.
Przyjaciele po to są, żeby podnieść nas kolejny raz, nawet jeśli z góry wiedzą, że znów upadniemy.
Ash poinformował mnie, że Phil dał nam obu wolne, co było chyba jedynym z niewielu plusów dzisiejszego wieczoru. Kręciłem się po domu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca i jakiegokolwiek konkretnego zajęcia. Wmawiałem sobie, że denerwuję się z powodu mojego przyjaciela, ale głos w głębi podpowiadał mi, że to nie jedyny powód.
Miałem nadzieję, że może ją tam zobaczę, chociaż właściwie nie wiedziałem czemu mi na tym aż tak zależało. Nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia, ale cholera, coś jednak nie pozwalało mi o niej zapomnieć. I zaczynało mnie to trochę przerażać.
Około wpół do siódmej wziąłem prysznic i zastanawiałem się, jak szybko ogarnąć swoje włosy, ale szybko poddałem się i zostawiłem je w spokoju, a raczej w nieładzie.
Ubrałem się w mój typowy zestaw i wciągałem właśnie koszulkę, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Podszedłem szybko i otworzyłem je, po czym zobaczyłem uśmiechniętego Ashtona.
- Jedziemy - powiedział, brzęcząc mi kluczykami przed nosem.
- Obiecaj mi, że nie zrobisz niczego głupiego - poprosiłem, zamykając drzwi.
- Na przykład czegoś w stylu upicia się i wypłynięcia na środek jeziora?
- Tak, właśnie takiego.
Spojrzeliśmy na siebie, wspominając imprezę, na której naprawdę wydarzyło się coś takiego.
- Myślałem, że już o tym zapomniałeś - mruknął Ashton.
- Stary, nigdy tego nie zapomnę. Szczególnie momentu, kiedy wpadłeś do wody śpiewając I believe I can fly na cały głos. Jaka szkoda, że niewiele osób to widziało.
- Dobra, dobra. Och, nie wiedziałem, że ktoś tu mieszka - powiedział Ashton, zmieniając sprytnie temat, gdy mijaliśmy mieszkanie na czwartym piętrze.
- Bo nie mieszka - odparłem.
- Najwidoczniej masz niedobre informacje.
Faktycznie, brak żółtej kartki rzucał się w oczy, szczególnie, że mijałem ją codziennie.
- Dziwne - mruknąłem.
Chwilę później siedzieliśmy już w samochodzie Ashtona, kierując się, jak się domyśliłem, w stronę domku Chelsea nad jeziorem. Ash śpiewał, wtórując wokaliście, a ja patrzyłem się rzez okno na znajome domy, które powoli zaczynały ginąć w szarym półmroku.
Z zamyślenia wyrwało mnie pstryknięcie palcami.
- Co robisz? - zapytałem.
- Próbuję przełączyć cię z trybu ZOMBIE na tryb IMPREZOWICZ.
- Haha, bardzo śmieszne. Chodźmy, zanim wypiją całe piwo - odparłem i wysiadłem z samochodu.
Z daleka słychać było dudniący rytm muzyki, który stawał się intensywniejszy, w miarę jak przybliżaliśmy się do domku. Prowadziła do niego ścieżka, która urywała się, ukazując nam tańczących, rozmawiających ludzi, ognisko i...Niemożliwe.
- Calum? - usłyszałem jak zza ściany głos Ashtona.
Siedziała przy ognisku, trzymając w ręku plastikowy, czerwony kubek i śmiała się z czegoś, co powiedziała któraś z osób obok niej. Kiedy Chelsea podniosła rękę i machnęła w naszą stronę, ona spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
Czasami, gdy urzeczywistniają się nasze sny, nie jesteśmy przygotowani na to, jak potrafią w nas uderzyć.
Co sądzicie? Macie już jakąś teorię, co do tego, jak potoczą się ich losy?
Możecie pisać tutaj w komentarzach, ale też na twitterze z hashtagiem #neverlandff, będzie mi bardzo miło. Dziękuję osobom, które mnie wspierają, które tutaj nadal są. A jeśli jesteście, to pokażcie się w komentarzach albo na twitterze.
PS Macie jakiś pomysł na shipperską nazwę dla Scarlett i Caluma? Może Carlett?
Love you guys.
M. (@irwinflex)
świetne fanfiction, przeczytałam wszystkie te rozdziały i jeju, czekam na więcej! czuję po prostu że jeszcze dużo się tu wydarzy, ciekawią mnie ich losy
OdpowiedzUsuńach, no i ten piękny gif na końcu, aw
@ashwesome
Świetny, już nie mogę doczekać się kolejnego. To będzie piękne.
OdpowiedzUsuń+ Moim zdaniem Carlett brzmi fajnie :)
Pozdrawiam, do następnego. ♥
/qustysia
rozdział super! i ten gif na końcu >>
OdpowiedzUsuńTo chyba jakaś magia. Bo na bloggerze jeszcze mi się nie wyświetliło, że pojawił się kolejny rozdział, a jednak postanowiłam zajrzeć i okazało się, że jest. To chyba ta osławiona kobieca intuicja. ;)
OdpowiedzUsuńByłam ciekawa, bardzo ciekawa tego ogniska. Nie wiem dlaczego, ale jakoś nie przyszło mi do głowy, że Calum też może się na nim pojawić, więc mnie zaskoczyłaś. Pozytywnie, oczywiście. ;)
Kocham rozmowy Caluma i Ashtona (zwłaszcza, że tego drugiego wręcz ubóstwiam :*). Takie na luzie, po prostu super. Czytam i cały czas się uśmiecham. :))))) Są genialni. <3
No i szkoda mi trochę tego Ashtona. Czy ta cała Chelsea naprawdę nic nie widzi? Głupia. :/ A może ich jeszcze połączysz? Ko wie? ;)
Mam takie przypuszczenie co do kontynuacji, że Scarlett się upije, a potem chłopacy będą ją odwozić do domu i wtedy Calum się dowie, że to ona mieszka w tym mieszkaniu pod nim. :D Wątpię, żeby tak było, bo czasami mój mózg obiera bardzo dziwne koncepcje, ale w każdym razie czuję, że coś bardzo interesującego wydarzy się na tym ognisku. ;)
Tym bardzij niecierpliwię się w oczekiwaniu na kolejny rozdział i pozdrawiam. <3<3<3
Rozdział jest swietny *.*
OdpowiedzUsuńCzuję,że na ognisku wydarzy się coś więcej,że Calum zagada do Scarlett XD
No nie wiem,jestem meeeega ciekawa <33
Ooooo, slodziaki coraz bliżej :3 aaa, będzie świetnie! Love you too xx
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że trafili na siebie na tej imprezie. Czas pokaże jak rozwinie się ich wzajemna relacja.
OdpowiedzUsuńuwielbiam twoje tworczosci bardzo podoba mi sie jak piszesz czekam na dalsze rozdzialy
OdpowiedzUsuńTAK! CARLETT! TO JEST ŚWIETNE! DHJCSDCVHSCVGSVCGHSVGCS SHIPPUJE ICH ! I CHCE SZYBKO NASTĘPNY ROZDZIAŁ XD te spotkanie było dhvchdsvchscvjsavvcahcvc a to z wanilią, że nie może o niej zapomnieć jest takie słodkie *.* CZy tylko ja chce już Carlett moments? haha do następnego! xx
OdpowiedzUsuń@himyliam
JESTEM ZA SALUM :)
OdpowiedzUsuńjeju jak cudownie :ccc
o jeju niemożliwe no ydhskjuyeg
czekam na next <3
teraz w mojej głowie siedzi mi słowo Wanilia c:
o moj drogi Jezusie :o
OdpowiedzUsuńnadrobilam rozdzialy, a moze jednak przeczytalam wszystko od pierwszego slowa i jestem oszolomiona twoim talentem dziewczyno! uwielbiam to kurcze i prosze o informowanie - @benakamyhero xx
Niesamowicie mi się podoba! Zainteresował mnie już pierwszy rozdział, mimo że to fanfiction, fikcja, Scarlett to postać, która nie istnieje naprawdę, mnie zainspirowała. Często czuję się jak ona, ale nie miałabym odwagi za 4 miesiące w dniu 18 urodzin tak diametralnie zmienić swojego życia. Opis przyjaźni w tym rozdziale mnie wzruszył. Tak, po to właśnie są przyjaciele. Calum wydaje się być idealnym chłopakiem. Od początku wiedziałam, że Chelsea nie jest przypadkową osobą i odegra ważną rolę w historii tych dwojga. Czekam na następny rozdział, a jako że jest to mój pierwszy komentarz tutaj już proszę o informowanie, bo jestem pewna, że chcę wiedzieć jak potoczą się losy Scarlett i Caluma. @ILoveMy5SOS xxx
OdpowiedzUsuńjezu po pierwsze przepraszam że dopiero teraz komentuje chociaż zapisałam się do informowanych po prologu. to opowiadanie jest świetne. i nie wiem dlaczego ale ma taką tajemniczą aure. kocham to. wspaniały rozdział
OdpowiedzUsuńOkej. A więc przeczytałam wszystkie pięć rozdziałów i niesamowicie się zakochałam w tym fanfiction. Jest taką miłą odskocznią od wszystkich gangów, które goszczą w niemal każdym opowiadaniu. Powiedz mi, dlaczego odnoszę wrażenie, że Rose jest jakimś aniołem zesłanym z niebios? Może trochę przesadzam, ale jest naprawdę wspaniałą osobą.
OdpowiedzUsuńWedług mnie Carlett brzmi idealnie!
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, który mam nadzieję będzie odrobinę dłuższy! :)
@ashtonsbvtt xx
Więcej!
OdpowiedzUsuńWięcej!
Więcej!
Więcej! Rozdziałów ma się rozumieć ;D
Świetne opowiadanie, na prawdę.
Każde które czytałam miało określony schemat i w sumie to już mi się nudziło. A Twoje jest inne. Takie hmm, oryginalne? Pisane jakby innym językiem. Czekam na kolejny rozdział ;) /LidkaXxX.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń@tumartyna
OdpowiedzUsuńcarllet brzmi super i rozdział świetny czekam na nowy:)
OdpowiedzUsuńZ wielką ekscytacją zabrałam się za czytanie twojego kolejnego tworu. Ogólnie to jakiś czas temu na parę miesięcy zniknęłam z blogosfery i kiedy chciałam wejść na Heartwrecker, a blog był niedostępny, zrobiłam minę typu dafq. Twittera wtedy już też nie miałam, nie wiedziałam jak się nazywasz na tt i ogólnie przykro mi było, że nie będę miała szansy już nic więcej od ciebie przeczytać. Ale jakimś cudem, natrafiłam na twojego bloga, grzebiąc na twitterze i oto jestem. Wow, historia mojego życia.
OdpowiedzUsuńOgólnie to nie wiem, kiedy pochłonęłam te 5 rozdziałów, naprawdę. Co do fabuły opowiadania, uwielbiam, ubóstwiam i tak dalej. Kocham takie sielskie opowiadania o miłości, których akcja rozgrywa się w małym miasteczku, fabuła nie jest zawiła, lecz przyjemnie prosta.
Calum i Scarlett podbili moje serce. Szczególnie Scarlett, podziwiam ją za decyzję jaką podjęła. Ale jednocześnie oczywiście jej się nie dziwię. Mam nadzieję, że już niebawem Calum wywróci jej życie do góry nogami.
Nie musisz mnie informować, bo dodałam do obserwujących. Na pewno będę regularnie czytała i komentowała rozdziały. Zapraszam do mnie na prolog nowego opowiadania: http://your-perfect-imperfections-ff.blogspot.com/ Ja także ruszyłam z nową historią. :)
Ps. Meg, czy też Magda, jeśli mogę ci mówić po imieniu, nie przejmuj się, że pod rozdziałami nie masz aż tylu komentarzy co pod Hungerem. Neverland ma swój klimat, jest świetną historią, która dopiero się rozkręca, jednak ja to wiem. Są osoby, które są i będą to czytały, a to jest najważniejsze. To, że blog nie ma 500 obserwatorów, nie oznacza, że nie jest dobry. Pamiętaj. x