"Obca osoba widzi nas takimi, jakimi jesteśmy, a nie takimi, jakimi staramy jej się wydać"
Wsiadłam do auta i odjechałam, mimo że nie miałam pojęcia, dokąd chcę jechać.
Musiałam znaleźć mieszkanie, pracę, a po drodze zgubić też siebie. Obawiałam się trochę co do tego pierwszego, ale to drugie mogło okazać się trudniejsze, jednak tylko w ten sposób mogłam zacząć czuć się szczęśliwa. Nie ma tęczy bez deszczu, czy jakoś tak. Na szczęście nie przeszkadzał mi deszcz, nie kiedy dopiero skończyła się burza.
Było zbyt późno na cokolwiek, a moje oczy same się zamykały. Owszem, chciałam przygody, ale niekoniecznie takiej, która uwzględniałaby wjechanie samochodem w przydrożne drzewo. Czasami mówiłam, że chcę umrzeć, ale tak naprawdę zupełnie nie brałam tego na poważnie. Ale kto tego nie robi. Tak naprawdę nikt nie chce śmierci, czasami po prostu niektórych przerasta rzeczywistość i jeszcze bardziej nie chcą życia. Ja do nich nie należałam, bo teraz, gdy w końcu byłam wolna, zamierzałam to jak najlepiej wykorzystać.
Zobaczyłam drogowskaz, informujący mnie, że do centrum miasta zostało mi trochę ponad kilometr. Nie miałam jednak pojęcia, ile czasu przyjdzie mi błądzić wśród budynków, których nigdy nie widziałam, klucząc uliczkami, które miałam zobaczyć po raz pierwszy w życiu.
Włączyłam radio, a dokładniej odtwarzacz z włożonym tak pendrivem, mając nadzieję, że głośniejsze dźwięki, które popłyną z głośników, zdołają mnie rozbudzić na tyle, bym wytrzymała kolejne kilkanaście (w najlepszym wypadku) minut.
Regularne bulgotanie dobiegające z mojego brzucha dodatkowo co chwilę przypominało mi o tym, jak dawno ostatnio jadłam. Rozglądałam się wokoło, szukając wzrokiem jakiegokolwiek znaku, który mógłby mi wskazać zajazd z barem albo restaurację.
- Long live the reckless and the brave... - zaczęłam podśpiewywać dość głośno, wtórując wokaliście, co było wyraźną oznaką tego, że mój mózg przestawał pracować normalnie i nie pomogła mu nawet niewielka ilość kofeiny, którą miał mi dostarczyć wypity na szybko łyk coli.
Dotykając puszki, przypomniałam sobie, jak w dłoni trzymał ją ten chłopak ze stacji. Wyglądał na zmęczonego, chociaż niekoniecznie samą pracą. Wydał mi się trochę zmęczony życiem.
Zobaczyłam to w jego spojrzeniu, które dobrze znałam, bo codziennie rano widziałam to samo w odbiciu swoich własnych oczu, kiedy spoglądałam w lustro.
Skoro to miasto było tak małe, jak twierdziła Chelsea, to byłam prawie pewna, że jeszcze mieliśmy mieć podarowaną okazję do ponownego spotkania.
Jechałam kilka minut, kiedy w końcu zauważyłam neon, podobny do tego, który skierował mnie na stację, jednak tym razem, świecące rurki układały się w napis BAR i liczby 24/7.
Odetchnęłam z ulgą, gdy zjechałam na parking. Ku mojemu zdziwieniu na podjeździe stało kilka samochodów, co jednak mnie ucieszyło, z uwagi na to, że nie miałam być w środku sama. Lepiej dmuchać na zimne, wolałabym nie zostać zgwałcona i zamordowana w przydrożnym barze podczas pierwszego dnia mojej wielkiej przygody.
Wysiadając z samochodu skarciłam się w duszy za tworzenie pesymistycznie czarnych scenariuszy i wiedziona słodkim zapachem domowych hamburgerów, podążyłam w stronę wejścia. Popchnęłam dość ciężkie drzwi i moim oczom ukazało się wnętrze lokalu, które, szczerze mówiąc, wyglądało przytulnie i zachęcało potencjalnych klientów. Szczególnie tak głodnych, jak ja.
Bar był urządzony w stylu lat pięćdziesiątych i wyglądał niczym tradycyjny bar mleczny, rodem z Powrotu do przyszłości. Przy czerwonych stolikach siedziało trochę ludzi, a przynajmniej tyle, ilu nie spodziewałabym się o tak później porze w małym mieście. Domyśliłam się, że część z nich to kierowcy odpoczywający przez kolejnym dniem w trasie.
Wybrałam miejsce przy barze, wsiadając (niezbyt zgrabnie) na wysoki stołek. Nie czekałam długo, nie zdążyłam nawet rozejrzeć się dobrze, gdy naprzeciw mnie pojawiła się kobieta w białym fartuchu powieszonym na szyi i obwiązanym w pasie. Pod spodem miała jeansy i zwykłą koszulkę. Wyglądała młodziej, niż w rzeczywistości była, zdradzały ją zmarszczki w kącikach oczu. Mogła mieć około pięćdziesięciu lat.
- Co dla ciebie słońce? - odezwała się ciepłym głosem, który idealnie do niej pasował.
W pierwszym momencie chciałam powiedzieć 'nowe życie', ale powstrzymałam się.
- Hamburger i frytki - nie zastanawiałam się długo, mój głodny organizm decydował za mnie.
Kobieta obróciła się i zawołała przez niewielkie okienko, zapewne do kuchni, by zaczęli przygotowywać moje zamówienie, po czym ponownie zwróciła się ku mnie, a na jej twarzy malował się uśmiech.
- Co cię do nas sprowadza? - zapytała, jednak nie zabrzmiało to nachalnie. Chociaż jej nie znałam, podświadomie wiedziałam, że już zaczynam ją lubić.
- Życie - odparłam z pewnością w głosie, której bym się po sobie nigdy nie spodziewała. - No i głód.
- W takim razie nie mogłaś lepiej trafić.
Jak na zawołanie postawiła przede mną talerz z hamburgerem, który wyglądał tak apetycznie, że ledwo powstrzymałam się, by nie rzucić się na niego jak zwierzę.
- Jestem Rose - podała mi dłoń ponad ladą, a ja uścisnęłam ją i przedstawiłam się.
- Miło czasem zobaczyć świeżą twarz - powiedziała. - Przyjechałaś na dłużej czy tylko na chwilę?
- Zastanawiam się, czy się tutaj nie zatrzymać - odparłam.
- Młodych zazwyczaj ciągnie do większego miasta...
- Nie mnie - przerwałam. Naprawdę tak sądziłam. Nie chciałam wielkiego miasta, tylko wielkiej przygody, a do tego potrzebowałam czegoś innego niż dobrego miejsca. Potrzebowałam ludzi i jakimś cudem czułam, że to tutaj znajdę odpowiednich.
- Nie wie pani, gdzie mogę tu znaleźć jakieś miejsce do spania lub mieszkanie?
- Tylko nie pani, mów mi Rose. Ale tak się składa, że wiem - uśmiechnęła się, ale w sposób, w jaki uśmiecha się sprzedawca mający do zaoferowania najnowsze ferrari.
- Spotkałam dziś dziewczynę, nieco szaloną blondynkę, to ona powiedziała mi, że gdzieś w centrum są wolne lokale.
- Polubiłaś ją? - zapytała ni stąd ni zowąd.
- Tak - odpowiedziałam nieco zaskoczona.
- Nic dziwnego. Wszyscy lubimy Chelsea.
Zrobiłam zdziwioną minę, ale nie pytałam, skąd wiedziała, o kim mówiłam. Widocznie to miasta naprawdę było małe.
- Chelsea dobrze cię poinformowała. Właściwie wspaniale, że wpadłaś do nas na jedzenie, nie będziesz musiała tracić czasu na pośredników.
Do końca nie rozumiałam, o czym właściwie mówiła.
- Rose, powiesz mi... - zaczęłam, ale uciszyła mnie gestem.
- Mąż - świeć panie nad jego duszą - zostawił mi w spadku kamienicę w mieście. Od tamtej pory wynajmuję tam mieszkania. Jest tanio, nie zależy mi aż tak na pieniądzach, jak na tym, żeby budynek nie stał pusty. Wszystkie lokale są zajęte - zauważyła, jak na te słowa spochmurniałam, więc szybko dodała - ale jeden wciąż stoi pusty. Możliwe, że czekał specjalnie na ciebie, słońce.
- Kiedy mogłabym się wprowadzić? - zapytałam szybko, obawiając się, że Rose zmieni zdanie.
- Poczekaj dziesięć minut, przebiorę się i możemy ruszać.
- Nie wiem, jak mam ci dziękować - wybąknęłam z wdzięcznością.
- Właściwie... - zastanowiła się chwilę. - Nie chciałabyś dostać jeszcze jakiejś pracy w pakiecie?
- Dla ciebie mogę nawet smażyć frytki - odparłam z uśmiechem.
- Poczekaj na mnie przy samochodzie, zaraz przyjdę, tylko powiem kucharzowi, że musi sobie przez jakiś czas radzić sam.
Wyszłam na zewnątrz, gdy Rose zniknęła na zapleczu. Wpatrywałam się w gwieździste niebo, myśląc o tym, że tak naprawdę nic nie wiem o kobiecie, która zaproponowała mi pracę i mieszkanie. A co ważniejsze, ona też nic o mnie nie wiedziała, jednak traktowała mnie z przedziwną i naturalną ufnością. I byłam jej za to dozgonnie wdzięczna.
Po kilku minutach zobaczyłam jak otwierają się drzwi do baru. Rose podeszła do mnie i powiedziała, że mam jechać za jej minivanem. Odchodziła już w stronę swojego samochodu, gdy rzuciła jeszcze do mnie: - Zatrzymywałaś się gdzieś po drodze?
Pokręciłam głową, ale po chwili coś do mnie dotarło.
- Byłam tylko na stacji benzynowej.
- Chłopak, którego tam spotkałaś, miał ciemne włosy? - zapytała.
Przytaknęłam tylko, a Rose uśmiechnęła się tajemniczo.
Nie wiem jak, ale wydaje mi się, że ona wiedziała. Już wtedy.
Jechałam za minivanem Rose, nie spuszczając go nawet na chwilę z oczu. Rzucałam tylko przelotne spojrzenia na niebo, wcześniej tak bogate w jasne punkciki, teraz nie było tam ani jednej gwiazdy. Jedynie pojedyncze smugi księżycowego światła przedostawały się między gęstymi chmurami, które pojawiły się na nocnym niebie tak nagle, jak ja w tym niewielkim miasteczku.
Szczerze? Nie pamiętałam, jak się nazywa, zupełnie wyleciało mi to z głowy.
Widziałam, że zbliżałyśmy się do centrum, które stanowił plac z fontanną i małym skwerkiem z kilkoma drzewami.
Minęłyśmy ratusz, a Rose skręciła w jedną z uliczek prostopadłych do placu i zatrzymała się po przejechaniu kilkunastu metrów.
Zaparkowałam jeepa tuż za jej minivanem i wysiadłam, wyciągając od razu moją torbę.
- Jesteśmy na miejscu.
Rose wyciągnęła dłoń i popchnęła stare drzwi, wpuszczając na klatkę schodową rześkie nocne powietrze. W środku było dość ciemno, mimo słabo tlących się żarówek pod sufitem na każdym piętrze.
Rose gestem pokazała mi, żebym szła za nią na górę. Mijałyśmy kolejne schodki, a ja zauważyłam, że na każdej kondygnacji musiało znajdować się tylko jedno mieszkanie. Moja towarzyszka przystanęła na czwartym piętrze i domyśliłam się, że to właśnie miało stać się moim.
Weszłyśmy do środka i odruchowo poszukałam dłonią włącznika światła. Szczęśliwym trafem znalazłam go i nacisnęłam.
Pomieszczenie rozjaśniło się i zobaczyłam salonik połączony z aneksem kuchennym.
W głębi zauważyłam dwie pary drzwi, jak się później okazało, jedne prowadziły do sypialni, a drugie - do łazienki.
- Nie jest to pałac, ale... - odezwała się Rose.
- Jest idealnie - przerwałam jej, wpatrując się we wnętrze.
- Po poprzednim właścicielu zostało trochę mebli, ale sypialnia jest niemal pusta. Przywiozłam tam tylko materac, którego nikt nie potrzebował, a który ja kupiłam na jednej z wyprzedaży.
Słuchałam jej jednym uchem, zastanawiając się, do kogo należały wcześniej dwa fotele stojące w saloniku przed starym telewizorem. Zauważyłam też magnetowid, co przekonało mnie o tym, że faktycznie, nikt tu nie mieszkał dłuższy czas.
Coś jednak mnie zastanawiało.
- Rose, jakim cudem jest tutaj tak czysto skoro nikt tutaj nie mieszkał ostatnimi czasy?
- Co tydzień wynajmowałam kogoś do sprzątania, przecież nie mogłam pokazać rudery potencjalnym klientom - uśmiechnęła się.
- Wiesz coś o poprzednim lokatorze? - zapytałam.
- Niewiele, wtedy jeszcze mój mąż się tym zajmował.
- Okay - odparłam, ale nie zamierzałam na tym zakończyć moich doczekać. Na to miał przyjść jeszcze odpowiedni czas.
- Jeśli chodzi o tę pracę - przypomniała Rose - to mogłabyś zacząć nawet jutro.
- O której mam być w barze?
- Właściwie to nie pracowałabyś dla mnie - wyjaśniła, nieco mnie zaskakując, bo byłam pewna, że zaproponuje mi pracę kelnerki.
- Mój przyjaciel - ciągnęła Rose - ma antykwariat, tutaj niedaleko i przydałaby mu się pomoc. Napiszę ci adres na kartce.
Wyciągnęła z kieszeni notes, po czym zapisała kilka słów i położyła pojedynczą karteczkę na blacie kuchennym razem z kluczami do mieszkania.
- Dobranoc, Scarlett - powiedziała z uśmiechem i wyszła, zostawiając mnie samą.
Byłam zbyt zmęczona, by zrobić cokolwiek innego, więc po prostu zostawiłam torbę na jednym z foteli, przekręciłam zasuwę w drzwiach i ruszyłam w stronę sypialni.
Pokój nie był duży, ale przez to, że stała tam jedynie szafa, a na podłodze leżał materac, wydawał się kilka razy większy.
Opadłam na moje prowizoryczne łóżko, przedtem otwierając tylko okno, by wpuścić do środka świeże powietrze. Nie przeszkadzał mi fakt, że na zewnątrz zaczął już padać deszcz, a z daleka dochodziły pojedyncze oznaki zbliżającej się nieuchronnie burzy. Oczy same mi się zamykały, więc postanowiłam dłużej nie walczyć z sennym uczuciem, które przyszło tak szybko, że nie zdążyłam się zorientować, kiedy zapadłam w sen.
Miałam wrażenie, że słyszę delikatnie pomruki gitary basowej, ale może to były tylko zapowiedzi burzy...
Pamiętam tylko, że pod powiekami nie wiadomo czemu pojawił się przelotny obraz ciemnych, brązowych oczu i plakietki z na koszulce.
Plakietki z imieniem Calum.
Mam nadzieję, że ciągle tutaj jesteście i ciągle chociaż trochę ciekawi Was, co dalej.
A już w kolejnym rozdziale...Nie, tego nie mogę Wam zdradzić, wtedy ominęłaby was cała zabawa!
Tak czy inaczej, jeśli to czytacie, to strasznie Wam dziękuję, za każdy komentarz, za każdą opinię, nawet nie wiecie, ile to dla mnie znaczy i to nie są puste słowa.
Zdaję sobie sprawę, że to opowiadanie nigdy nie przerośnie mojego Hungera, a tym bardziej opowiadań Alice (pozdrawiam Cię, jeśli to czytasz) lub chociażby Cienia.
Tak czy inaczej, mam małą, malutką nadzieję, że może chociaż kilka osób będzie się chciało zgubić i odnaleźć razem z Calumem i Scarlett...
PS Jak chcecie, możecie tweetować coś z hashtagiem #neverlandfanfiction albo #neverlandff
M. (@irwinflex)
o nie, ten gif
OdpowiedzUsuńpo co ja tu wchodziłam
chcesz mnie zabić, tak?
tęskni mi sie już troche za hoodem :(
OdpowiedzUsuń@awhmylucas
super rodział, czekam na następny. Chcę wiecej Caluma ajioerer
OdpowiedzUsuńNo i Scar wylądowała w jednej kamienicy z Hoodem. Coś czuję, że do drugiego spotkania dojdzie bardzo szybko. :)
OdpowiedzUsuńahh niech oni się spotkają!
OdpowiedzUsuńcudo, cudo, cudoooooo :3 ha, zostałam chyba Twoim przesladowcą <3
OdpowiedzUsuń"Nie wiem jak, ale wydaje mi się, że ona wiedziała. Już wtedy." shjdgfasfausvfasgvfavfy jaram się tymi zdaniami haha XD Rozdział booooooski *.* Uwielbiam takie historie miłosne aw
OdpowiedzUsuń@himyliam
Cudowne
OdpowiedzUsuńI ten gif o niee jest idealny tak przy okazji
ten gif >>>>>>>>>>>
OdpowiedzUsuńten rozdział >>>>>>>
Czyli dobrze myślałam, że Scarlett wprowadzi się do tego mieszkania obok Caluma. Przewiduję wkrótce ich spotkanie. :3
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dzisiaj tak totalnie na krótko, ale po prostu muszę się streszczać.
Piękny rozdział. Pozdrawiam i czekam na kolejny. ♥
jejku, jest świetnie. Jestem bardzo ciekawa jak to się dalej potoczy. Czekam na kolejny! xx / @xiickey
OdpowiedzUsuńjejciu zdobyłaś moje serce całkowicie tym rozdziałem, naprawdę. Niedługo pewnie zacznę tym żyć, no ale co innego miałoby się stać jak tak genialnie piszesz. I po prostu nie mogę się doczekać aż oni się w końcu tak prawidłowo poznają jkvbkdsvs moje sziperskie filsy są ogromne jkvbsv dziękuję ci za rozdział i życzę weny! / @calumzsunshine
OdpowiedzUsuńŚwietne, akcja fajnie sie zaczyna. Czekam na next, pozdrawiam. :) @YourSnuff12
OdpowiedzUsuńPiszesz, że twoje opowiadanie "neverkand" nigdy nie przerośnie cienia. Lubię cienia, ma dobrą historię -przemyślaną, ale to bardziej twoje opowiadanie preferuje. Myślę, że to sposób jakim je piszesz staje się wyjątkowe. @tumartyna
OdpowiedzUsuń*.* chyba pokochałam kolejny blog :c pisz .. pisz !
OdpowiedzUsuńcoś czuje ze to będzie piękna historia
OdpowiedzUsuń