czwartek, 18 września 2014

3


"Szczęście nasze zawsze w pewnej mierze zależy od zbiegu okoliczności"



    Dobre kilka godzin jazdy powoli dawało mi się we znaki i nie mogłam nic na to poradzić.
Całe szczęście, że droga, w którą skręciłam, zjeżdżając z autostrady, była o wiele mniej ruchliwa, a co więcej - zamiast nieskończonej liczby mijających mnie samochodów, które towarzyszyły mi wcześniej - teraz z obydwu stron otaczały mnie drzewa. Lasy zdawały się rosnąć tutaj od zawsze. Była w nich pewnego rodzaju magia, a może tak to odczuwałam z powodu koloru starych sosen, między którymi udało mi się też zobaczyć masywne dęby i brzozy.
Momentami korony drzew spotykały się w powietrzu nad drogą, tworząc zielony tunel.
Niektórzy mówią, że Paryż jest piękny, inni - że Nowy Jork. Dla mnie w tamtej chwili najpiękniejszy był ten drzewny tunel z pojedynczymi promieniami słońca, które zdołały się przebić przez plątaninę liści i gałęzi.
    Zerknęłam na kolejny mijany przeze mnie drogowskaz i tym razem do mojego pierwszego celu miałam jakieś dwadzieścia kilometrów. W samą porę, bo w ciągu tych kilku godzin wskaźnik paliwa niebezpiecznie zbliżał się do czerwonej kreski, a nie mogłam pozwolić, by do niej dotarł.
Gdy ponownie spojrzałam na drogę, kilkadziesiąt metrów przede mną zobaczyłam dziewczynę, której wyciągnięta ręka symbolizowała, że czeka na jakiegoś frajera, który podrzuci ją do miasta.
Zwolniłam i włączyłam prawy kierunkowskaz. No cóż, widocznie ja miałam być tym frajerem.
Zatrzymałam się tuż obok dziewczyny, która w błyskawicznym tempie wsiadła do jeepa, jakby bała się, że zaraz jednak zmienię zdanie i odjadę.
- Hej, dzięki - powiedziała radośnie, a ton jej głosu świadczył o tym, że naprawdę jest wdzięczna.
Rzuciłam na nią okiem, kiedy odpalałam silnik, by ponownie włączyć się do ruchu.
Na pierwszy rzut oka miała tyle samo lat co ja, może była rok młodsza lub rok starsza. Blond włosy opadały falami na ramiona, ale nie były bardzo długie.
Nie zauważyłam jakiego koloru były jej oczy, ale błyskały w nich radosne iskierki. Dziewczyna roztaczała wokół siebie tak pozytywną aurę, że nie potrafiłam się nie uśmiechnąć. Lubiłam wesołych ludzi, może dlatego, że sama często przypominałam raczej właścicieli zakładów pogrzebowych. Natura lubi równowagę, więc ona i ja stanowiłyśmy idealny duet, jeśli pójść tym tropem.
- Nie ma sprawy - odparłam.
- Ludzie są strasznie chamscy - powiedziała z widocznym rozżaleniem w głosie. - Nikt przed tobą nie chciał się zatrzymać. Przecież jestem tylko nastolatką, a nie mordercą z siekierą.
Roześmiałam się.
- Tak w ogóle, to jestem Chelsea.
To imię brzmiało jak imię cheerleaderki z liceum i perfekcyjnie pasowało.
- Scarlett - przedstawiłam się krótko.
- Ładne imię.
Szczerze mówiąc, nie wiedziałam, jak zareagować na tego typu komplement, więc po prostu się uśmiechnęłam.
- Jedziesz do tej dziury - wskazała głową na kolejny drogowskaz - czy tylko przejeżdżasz?
- Chyba jadę - odpowiedziałam, trochę zmieszana tą uwagą o dziurze. Miałam nadzieję, że Chelsea przesadza.
- Chyba? - zagadnęła.
- Tak jakby uciekłam z domu - powiedziałam bez namysłu, po chwili orientując się, że może lepiej byłoby nie mówić takich rzeczy pierwszej lepszej napotkanej osobie, a szczególnie takiej, którą znałam jakieś trzy minuty.
- Tak jakby? - zapytała znowu, powtarzając moje słowa, a kiedy miałam już coś odpowiedzieć, oparła się o fotel i z westchnieniem dodała - Zajebiście.
- Serio? - spytałam z niedowierzaniem, nie oczekując tego rodzaju reakcji.
- Zazdroszczę ci - wyznała. - Też chciałabym uciec, ale tylko tak gadam, bo w rzeczywistości nie mam odwagi. Podziwiam cię.
Słowa Chelsea był proste, ale prawdziwe i ton jej głosu i sama postawa naprawdę sprawiała, że jej wierzyłam. Nigdy nikt mnie nie podziwiał, bo nie było za co, więc to swego rodzaju miła odmiana.
- Tak naprawdę - ciągnęła, chyba lubiła mówić, a mi to nie przeszkadzało, bo lubiłam słuchać - podoba mi się nawet to miasto. Tutaj w szkole jestem hmm...powiedzmy kimś, a gdzieś indziej prawdopodobnie zostałabym jednym wielkim Nikim.
W pewnym sensie ją rozumiałam, chociaż sama nie potrzebowałam uwagi, właśnie do jej braku przyzwyczaili mnie rodzice.
Pokiwałam tylko głową, dając jej znak, że słucham tego, co mówi.
- Ile masz lat? - zagadnęła.
- Skończyłam dziś osiemnaście - odparłam, unosząc jeden kącik ust.
- W takim razie wszystkiego najlepszego! - prawie krzyknęła, a ja stałam się nieco przytłoczona tym entuzjazmem i faktem, że nieznana mi osoba okazała mi więcej uwagi w urodziny niż moi właśni rodzice. Było mi miło, a jednocześnie czułam się nieco żałośnie, gdy zdałam sobie z tego sprawę.
- A ty - zwróciłam się do Chelsea - ile masz lat?
- Siedemnaście.
Czyli jednak dobrze obstawiałam.
- Mówiłaś serio z tą dziurą? - zapytałam z nutą obawy w głosie, którą Chelsea chyba wyczuła.
Tak w ogóle to woah, Scarlett, zdobywasz złoty medal w płynnym zmienianiu tematu.
- Może trochę przesadziłam, bo centrum jest dość ładne, mamy nawet kino i tak dalej, ale... - zawiesiła głos. No tak, zawsze musiało być jakieś ale.
- Ale co? - wyrwało mi się.
- Pomyślisz, że jestem głupia i próżna, ale zawsze marzyła mi się wielka kariera gdzieś w wielkim mieście - powiedziała nieco zawstydzonym głosem. Osobiście nie widziałam w tym nic wstydliwego.
- Czymże bylibyśmy bez marzeń?
- Wydajesz się naprawdę miła - odparła z uśmiechem, który natychmiast odwzajemniłam.
- Gdzie dokładnie mam cię podrzucić? - spytałam.
Chelsea przez chwilę myślała, po czym odpowiedziała, że za chwilę mogę się zatrzymać, bo mieszka na obrzeżach.
- Nie zapytałaś mnie, co robiłam na środku drogi pośród lasów - wtrąciła, a ja pomyślałam, że faktycznie mogłam o to zapytać.
- A powinnam?
- Zaczynam coraz bardziej cię lubić. Różnisz się od ludzi, których znam. Jesteś taka...inna.
Nie ukrywam, że inna w jej ustach zabrzmiało niemal tak, jakby wymawiała imię swojego idola, więc trochę mnie to onieśmieliło.
- Wiesz już, gdzie chcesz się zatrzymać?
Pokręciłam głową.
- Myślałam o jakimś motelu... - zaczęłam, ale Chelsea szybko mi przerwała.
- Nie radzę. Tutaj w jedynym motelu jaki mamy znajdziesz jedynie szczury i łóżka z wyskakującymi sprężynami. Jeśli masz zamiar zostać na dłużej, jedź do centrum. Tam jest chyba kilka mieszkań do wynajęcia, szczególnie jednopokojowych. Wiesz, były przeznaczone chyba dla studentów, tylko nikt nie pomyślał, że wszyscy uciekli stąd do większych miast.
- Dzięki za radę, w takim razie cel - centrum!
- Możesz tutaj zjechać - wskazała mi ręką niewielką zatoczkę, czy też miniparking, który skręcał potem w prawo, najwidoczniej w stronę osiedla domków jednorodzinnych.
- Nie wiem jak ci dziękować za podwózkę - wypowiedziała te słowa z taką samą wdzięcznością, co poprzednio.
- Nie ma sprawy, naprawdę - odparłam, zatrzymując się w końcu.
Chelsea chwilę jeszcze zastanowiła się nad czymś i zanim wysiadła, znowu zwróciła się do mnie.
- Nie chciałabyś może wpaść jutro na ognisko? - zaproponowała, jak gdyby nigdy nic.
- Właściwie, ja... - wyjąkałam.
Nie chodziłam na imprezy, praktycznie nie piłam, byłam mało towarzyska, ale...
- Jasne - sama nie wierzyłam, że to słowo padło z moich ust.
Nowe życie. Nowe zasady. Nowa Scarlett.
- Daj mi swój telefon - poprosiła, a ja podałam jej mojego smartphone'a. Chelsea szybko wpisała swój numer i oddała mi z powrotem telefon. - Napiszę ci o szczegółach.
Uśmiechnęła się i wysiadła z samochodu. Mój wzrok ponownie padł na tablicę rozdzielczą i krzyknęłam przez okno do dziewczyny.
- Chelsea? - odwróciła się. - Jest tu gdzieś blisko stacja benzynowa?
- Jedź po prostu przed siebie, niedługo ją zobaczysz.
Podziękowałam jej i pomachałam na pożegnanie. Odpaliłam jeepa i ruszyłam w stronę miasta, którego nikłe światła widziałam z daleka.
Chelsea nie kłamała, bo kilka minut później moim oczom ukazał się neon informujący mnie o funkcjonującej stacji benzynowej.



    Na stacji rzadko był duży ruch, a już na pewno najmniejszy w nocy. W sumie dlatego lubiłam brać nocne zmiany i w głębi ducha dziękowałem za dzisiejszą zamianę z Ashtonem. On mógł iść się bawić, jak zwykle, w którymś z małomiasteczkowych barów, a ja siedziałem, mając nadzieję, a właściwie pewność, że nie będę musiał nikogo obsługiwać, bo czasami i tak się zdarzało. 
Siedziałem za krótką ladą, a na blacie przede mną leżała gazetka z krzyżówkami. Ashton zawsze śmiał się, że to rozrywka dla emerytów, ale ja naprawdę to lubiłem. 
Poza tym w nocy na stacji i tak nie było niczego ciekawego do roboty oprócz gapienia się przez małe okienko na ciemną drogę i las za nią. Na początku trochę przerażało mnie to odludzie, ale człowiek potrafi przyzwyczaić się do wszystkiego. Może prawie do wszystkiego. 
Czasem bowiem mylimy przyzwyczajenie z zapomnieniem albo tym, że przestaje nam zależeć. 
Ugh, złą stroną brania nocnych zmian było to, że zbyt wiele czasu spędzałem na myśleniu o rzeczach, które wolałbym najzwyczajniej w świecie zakopać pod grubą warstwą innych myśli i nigdy do nich nie wracać. Właśnie dlatego lubiłem te pieprzone krzyżówki. Pozwalały mi zająć czymkolwiek umysł i chyba dzięki temu jeszcze nie zwariowałem. 
Kończyłem właśnie jedną z nich i brakowało mi jednego hasła.
Kwiat z rodziny storczyków używany jako przyprawa
Zawsze nienawidziłem biologii, jak zresztą większości przedmiotów szkolnych, więc tym bardziej nie byłem dobry w odgadywaniu gatunków roślin.Wpatrywałem się w puste kratki, gdy do moich uszu dobiegł znajomy dźwięk. 
Dźwięk opon wjeżdżających najpierw na pas usypany kamieniami, a potem na wybetonowane stanowisko przy jednym z trzech zbiorników z paliwem. 
Fotokomórka zaświeciła reflektor jak na zawołanie, więc widziałem teraz dokładniej samochód. 
Jeep, tego byłem pewien, ale nie potrafiłem określić modelu. 
Nie był najnowszy, co do tego nie miałem wątpliwości. Spodziewałem się, że wysiądzie z niego facet w średnim wieku z pokaźnym brzuchem od picia piwa w każde popoudnie w czasie oglądania telewizji. 
Kiedy jednak kierowca jeepa ukazał się, powiem szczerze, że byłem zaskoczony. Po pierwsze nie był w średnim wieku, po drugie nie miał mięśnia piwnego. Po trzecie nie był mężczyzną. 
Dziewczyna sprawnie poradziła sobie z napełnieniem baku do pełna, po czym złapała wydrukowany z automatu kwitek i ruszyła w stronę stacji. W moją stronę. Cholera. 
Tak naprawdę nie wiem czemu poczułem się dziwnie, ale tak właśnie się stało. 
- Weź się w garść - szepnąłem prawie bezgłośnie, wypowiadając ostatnie słowo akurat wtedy, gdy dzwoneczek przy drzwiach oznajmił, że ktoś wszedł do środka.
Nie jestem dobry w opisywaniu wyglądu. Dziewczyna wyglądała normalnie.
Nie była miss universe, ale mi wydała się bardzo ładna, chociaż chyba strasznie zmęczona. Musiała jechać dość długo, a przynajmniej na to stawiałem.
Rozejrzała się dość przelotnie po wnętrzu stacji, a gdy jej wzrok zatrzymał się na mnie, został tam chwilę dłużej.
- Cześć - powiedziała cicho, nie bawiąc się w żadne dobry wieczór, bo chyba zauważyła, że musimy być w podobnym wieku.
- Cześć - odparłem, patrząc jak podchodzi do lodówki z napojami i wyjmuje stamtąd puszkę zimnej coca-coli.
Śledziłem jej kroki, gdy skierowała się w stronę lady. Z każdym kolejnym krokiem moje serce biło coraz szybciej.
Położyła puszkę i kwitek za paliwo na ladzie, a na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech.
- Coś jeszcze? - spytałem, tak jak pytałem każdego klienta.
- Macie może jakąś mapę, przewodnik po tym mieście?
Uśmiechnąłem się, powstrzymując się przed wybuchnięciem śmiechem.
- Niestety nie - odparłem, siląc się na profesjonalny ton. - To miasto jest zbyt małe.
- Okej, w takim razie to wszystko - powiedziała, wyciągając z kieszeni banknot, który wyciągnęła w moją stronę.
Nasze palce przez krótką chwilę zetknęły się ze sobą, ale jeśli oczekujecie cudownego opisu, jak to przeskoczyły między nimi iskierki, to go nie będzie. Poczułem jednak coś dziwnego, coś, czego nie potrafiłem opisać w zrozumiały sposób.
Widziałem, że patrzyła na plakietkę z moim imieniem, ale nic nie mówiła. Zapłaciła i skierowała się do wyjścia.
Gdy otworzyła już drzwi, odwróciła się. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, kiedy spojrzała na mnie i powiedziała tylko jedno, krótkie słowo.
- Wanilia.
Dzwoneczki zabrzęczały, obwieszczając, że wyszła, a po chwili koła znowu zaszurały po podjeździe i już jej nie było. Skierowała się w stronę miasta, ale nie mogłem być pewny, że znów ją zobaczę.
W głowie ciągle dźwięczało mi słowo, które wypowiedziała, nie miałem jednak pojęcia, o co jej chodziło. Po chwili jednak spojrzałem na leżącą przede mną krzyżówkę i przysunąłem ją do siebie.
Wanilia.
Pasowało.
    Zbyt często myślimy, że to miejsca same w sobie decydują o swojej wyjątkowości, ale to nieprawda.
To ludzie, którzy się w tych miejscach znajdują, stanowią o ich wyjątkowości. I wierzcie mi, ta niepozorna stacja benzynowa była cholernie wyjątkowym miejscem.
Bo to tam wszystko się zaczęło.





Mam nadzieję, że wciąż tu jesteście, a jeśli tak jest, to dziękuję!
Nie ukrywajcie się, napiszcie jakiś komentarz, dajcie znać, że wam się podobało/nie podobało/cokolwiek, będzie mi miło.
Jeśli chcecie być informowani - piszcie na twitterze.
A to taka mała aluzja...wiecie, co robić.


M. (@irwinflex)


15 komentarzy:

  1. omg, calum jest tutaj taki yuehbjwnefgrhew
    @awhmylucas

    OdpowiedzUsuń
  2. coooooraz bliżej i coraz bardziej ich lubię :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Strasznie mi się podoba jest pisane w takim wygodnym stylu przez co miło się czyta i chcę się więcej! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Spotkali się! Świetny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  5. niby takie zwykłe spotkanie na stacji, ale miało w sobie to coś. jeszcze ta 'Wanilia' no no, bardzo mi się podoba i obiecjuę ci, że będę to opowiadanie czytać do końca. do następnego.
    @niedopwiedzena

    OdpowiedzUsuń
  6. zastanawiam się czy na tt jest jakiś hastag z tym opowiadaniem? @lvvhoodx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tez mnie to ciekawi! ;)

      Usuń
    2. może być #neverlandfanfiction będzie mi bardzo miło, jeśli ktoś tweetnie coś :)

      Usuń
  7. Spotkali się ;3
    Ciekawa jestem co dalej c;

    OdpowiedzUsuń
  8. podoba mi się !

    OdpowiedzUsuń
  9. zaczełam czytać to ff i jak dotychczas bardzo mi się podoba. nie ma się do czego przyczepić. nie czytałam jeszcze hungera ale dużo o nim słyszałam i mam zamiar się za niego zabrać, bo widzę, że twój styl pisania jest bardzo lekki i... po prostu genialny. pomysł na to fanfiction również jest godny pochwały. czegoś takiego jeszcze nie czytałam. bardzo mi się podoba. życzę inspiracji i czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam nadzieję, że Scarlett i Chelsea jeszcze się spotkają, bo przyznam szczerze, że bardzo ją polubiłam! :)
    Pierwsze spotkanie Caluma i Scarlett... W tym, co napisałaś na końcu, jest dużo racji. To była naprawdę zwyczajna stacja benzynowa, a dzięki temu ich spotkaniu wydawała się być najbardziej magicznym miejscem na ziemi. *.*
    Piękny rozdział. Czekam na następny i pozdrawiam. <3

    OdpowiedzUsuń
  11. omg omg jesteś taka cudowna! klimat jaki tu tworzysz,,, oh, to wszystko jest takie akfdjngdj, że nie mogę się doczekać następnego! Calum i Scarlett się spotkali :) od teraz wanilia zawsze będzie mi się kojarzyła z nimi, albo... ze stacją benzynową :D coś czuję, że niedługo pokoik w kamienicy Caluma będzie zajęty :) trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
  12. OMG! Końcówka dosłownie mnie zabiła! *.* To było świetne ( to z wanilią haha i ogólnie cały rozdział)! Lubię tą dziewczynę, którą Starlett podwoziła. Wydaje się miła :D Do następnego xx
    @himyliam

    OdpowiedzUsuń

Czytelnicy