środa, 24 grudnia 2014

17


Póki ktoś nas pamięta, wciąż żyjemy


    Spoczywająca obok mnie klatka piersiowa lekko unosiła się z każdym oddechem. Ciepła dłoń przesuwająca się po moich plecach upewniała mnie, że nigdy nie czułam czegoś prawdziwszego. Oboje udawaliśmy, że nie słyszymy coraz intensywniejszych pomruków burzy, która nadeszła szybciej, niż się spodziewaliśmy. Zbyt szybko.
W tamtej chwili czułam jakbym w środku stała się nagle pusta, jak wielka sala odbijająca echem każdy możliwy dźwięk, który po jakimś czasie znikał w nicości. Jednocześnie uderzały we mnie naprzemiennie fale gorąca i zimna, powodując drżenia całego ciała, które bezskutecznie próbował zahamować swoim dotykiem Calum.
- A może jednak... - zaczęłam cicho.
Chłopak odsunął się na niewielką odległość, by móc spojrzeć na mnie z innej perspektywy.
- Nie ma mowy.
- Aż tak bardzo chcesz się mnie pozbyć? - westchnęłam z gorzkim uśmiechem, siląc się na kroplę humoru w morzu żałobnej ciszy, ale poszło to na marne.
Calum patrzył się teraz w sufit nad nami, jakby chciał stamtąd wziąć odpowiedź na wszystkie pytanie zaprzątające nasze głowy i nie dające nam sekundy wewnętrznego spokoju.
- Scarlett, myślisz, że jeszcze kiedyś się zobaczymy? - zapytał.
Spojrzałam na niego smutnym wzrokiem, bo mimo że strasznie chciałam w to wierzyć, nie potrafiłam aż tak dobrze kłamać mu prosto w oczy.
- Nie sądzę. Chociaż o niczym bardziej nie marzę. Zresztą "zobaczymy" to złe słowo, lepiej pasowałoby "dotkniemy", "poczujemy".
- Niby czemu? - zdziwił się, zdolny pomyśleć, że zaczynam tracić rozum i gadam od rzeczy.
Chwilę zastanowiłam się, jak najlepiej mogłabym to ująć.
- Będę cię widzieć codziennie, kiedy tylko zamknę oczy. Spotkamy się nocami, gdy tylko zacznę zapadać w sen.
Calum znowu głęboko wciągnął powietrze do płuc i przyciągnął mnie do siebie, że prawie zabrakło mi tchu.
- Chcesz mnie udusić? - zaśmiałam się, nie wierząc, że jeszcze potrafiłam to zrobić.
Próbowałam wyrwać się, ale on ze śmiechem przytrzymywał mnie coraz mocniej, nie pozwalając, bym mu uciekła. Pomyślałam wtedy, że gdybyśmy znajdowali się gdzieś daleko, w małym studenckim mieszkaniu, będąc zwykłą parą, ta chwila byłaby tylko kolejnym beztroskim momentem. Mogłoby tak być, gdybyśmy oczywiście byli żywymi.
Tuż po tym jak oboje unormowywaliśmy nasze oddechy, Calum odezwał się zachrypniętym głosem:
- Możesz mieć wątpliwości, ale ja jestem pewny, że to nie jest ostateczne rozstanie.
- Skąd niby to wiesz?
- Muszę w to wierzyć, Scar. Gdybym stracił jeszcze tę nadzieję, oszalałbym minutę po tym, jak odejdziesz.
W mojej głowie zaświeciła się lampka, która uświadomiła mi, że gdyby nie ja, ten chłopak, Ashton i Chelsea toczyliby swoje życie, które mimo iż prowadzone w nieświadomości o prawdziwym stanie rzeczy, dawało im względne szczęście. Wtedy pojawiłam się ja i zburzyłam wszystko, co znali, dając im w zamian niepewność, cierpienie i tysiąc kłębiących się w głowie myśli, które zatruwały ich od środka.
- Co, jeśli do Neverland trafiają tylko młodzi, którzy czegoś szukają? Co będzie, jeśli nawet tu wrócę, ale będę już stara, pomarszczona? Co, jeśli wrócę, a ciebie tu już nie zastanę? - zaczęłam wyrzucać z siebie pytania, które nie dawały mi spokoju.
Calum przez chwilę zastanawiał się, próbując znaleźć odpowiedzi, nijak jednak nie chciały one pojawić się i rozjaśnić sytuacji.
- Po pierwsze - powiedział w końcu - możesz mnie ciągle szukać. Wtedy będziesz miała cel, by tu wrócić. Po drugie, przecież ludzie tutaj też się starzeją, mimo że czas płynie inaczej. Po trzecie, mam gdzieś jak będziesz wyglądać, możesz być nawet łysa i....Nie obchodzi mnie to, okej?
Wypowiadał te słowa z przekonaniem, jakiego jeszcze nigdy nie słyszałam. Nagle usiadł na łóżku i pociągnął mnie za sobą, bym siadła naprzeciwko niego. Ujął moje dłonie i zamknął je w swoich, przyciskając do ust.
- Obiecaj mi coś, Scar - zaczął, ale mu przerwałam, będąc pewną, co chce powiedzieć.
- Nie zapomnę Calum, nigdy.
Spojrzał na mnie i wtedy zrozumiałam, że musi chodzić mu o coś innego.
- Obiecaj mi, że będziesz żyć tak, jakby nic się nie stało. Wyjdź za mąż, Scar, zrób ogromną karierę, wychowuj dzieci... żyj tak, jak zawsze chciałaś żyć. Jeśli kiedykolwiek zaczniesz wątpić w sens tego wszystkiego, przypomnij sobie, że robisz to dla mnie.
Otworzyłam usta, ale nie mogłam dobyć z nich żadnego dźwięku przypominającego jakiekolwiek słowo. Może dlatego, że tego, co poczułam, nie dało się wyrazić żadnymi słowami.
Powietrze wciągane do płuc stało się jakby cięższe, a przez ciężkie uderzenia, serce obijało się od środka klatki piersiowej jak kilkutomowy dzwon w kościelnej wieży.
W żaden sposób nie mogłam powstrzymać napływających do oczu łez, wyrażających to, czego nie potrafiłam przedstawić werbalnie.
Calum widząc, że jestem bliska rozpadnięcia się na kawałki postanowił po raz kolejny skleić mnie poprzez zamknięcie w swoich szerokich ramionach.
- Obiecaj mi to, Scar - powtórzył szeptem wcześniej wypowiedzianą prośbę.
- Obiecuję - mruknęłam z ustami przyciśniętymi do jego nagiego obojczyka.
W tej samej chwili w cichej przestrzeni mieszkania rozległ się ostry dźwięk telefonu. Calum bez wahania odebrał połączenie i tylko kiwał głową, słuchając przekazywanych mu informacji.
Kiedy w końcu rozłączył się, spojrzał na mnie, próbując wydobyć na twarz chociaż cień uśmiechu i powiedział tylko:
- Na nas już czas.
Bez słowa zaczęłam się ubierać, by opuścić pokój, w którym podczas jednej nocy poczułam więcej niż w ciągu całego poprzedniego życia.



    Mieliśmy spotkać się wszyscy w antykwariacie Eda, jako że stanowił mniej więcej środek miasta. Dotarliśmy tam z Calumem dość szybko, zastając w środku Rose, Chelsea i Ashtona.
- Myślałaś, że o tobie zapomnieliśmy? - zapytał z szerokim uśmiechem ostatni z wymienionych osób. Mojej uwadze nie uszedł fakt, iż trzymał za rękę dziewczynę, której zawsze pragnął.
Przeniosłam wzrok na twarze Rose i Eda, jednak oni nie byli tak pozytywnie nastawieni jak Ash. Radosny nastrój uleciał ze mnie w ciągu kilku sekund, a nastrój grozy spotęgowały migające żarówki, które w końcu przygasły, jakby tracąc połowę swojej mocy.
Wolałam nie wiedzieć, co im ją odebrało.
- Więc co robimy? - zapytał Calum, przygryzając nerwowo wargę.
- Nie wiem - odparła jakby nigdy nic Rose, wywołując na naszych twarzach zdziwienie pomieszane ze złością.
- To jakiś żart, prawda? - wtrącił Ashton.
Rose popatrzyła na niego karcącym wzrokiem, ale jednocześnie sama wyglądała, jakby zarzucała własnej niewiedzy rozczarowanie nas.
- Nie do końca - zaczął Ed, skupiając na sobie całą uwagę. - Mamy kilka wskazówek ze starych zapisów, które udało mi się znaleźć. Według nich, La Tempesta ma zabrać ze sobą Scarlett w kulminacyjnym momencie burzy.
- Czyli kiedy dokładnie? - zapytała uprzejmie Chelsea, ale w jej głosie dało się wyczuć lekkie zniecierpliwienie.
Za oknem przetoczył się kolejny głośny pomruk, który przerodził się niemal w grzmot. Co chwilę też na niebie pojawiały się cienkie pasma błyskawic, pojawiających się i znikających niemal tak szybko jak mrugnięcie okiem.
Ed wyciągnął starą książkę, która wyglądała, jakby miała się zaraz rozpaść na kawałki. Zauważyłam, że jego ręce zaczęły się lekko trząść i byłam pewna, że wpływają na to nerwowa atmosfera i poganiający nas nieustannie czas.
Zanim znalazł odpowiednią stronę, usiedliśmy z Calumem na wolnej kanapie, którą reszta musiała jeszcze przed naszym przybyciem przyciągnąć z zaplecza. Chłopak objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w niego, mając wrażenie, że zaraz obudzę się, a to wszystko okaże się jedynie nierealnym snem. Obawiałam się tylko, że po obudzeniu nierealny okazałby się te dotyk Caluma oplatającego mnie ramionami.
- Mam - powiedział tryumfującym tonem głosu Ed, otwierając książkę na stronie z odpowiednim fragmentem. Wolałam nie dociekać, co to w ogóle było. W mojej głowie i tak było już byt wiele pytań bez odpowiedzi.
- I co? I co? - dopytywał się ożywiony Ashton, którego zapał próbowała uspokoić Chelsea, przesuwając palcami między kosmykami jego włosów.
Ed westchnął i zamiast czytać coś, czego prawdopodobnie i tak byśmy nie zrozumieli, streścił nam plan działania.
- Według tej instrukcji, Scarlett ma w jakiś sposób połączyć się z La Tempesta.
- Połączyć? - nie wytrzymałam. - Jak niby mam połączyć się z czymś, co nie jest materialną istotą? Przecież to, to...burza.
Zapadła cisza, przerywana jedynie ciężkimi kroplami uderzającymi co chwilę o szyby antykwariatu przy akompaniamencie szumu wiatru poruszającego gałęziami drzew.
W pewnym momencie Chelsea podniosła głowę i wypowiedziała jedno słowo.
- Błyskawica.
Spojrzeliśmy na nią, oczekując jakichś wyjaśnień, ale zamiast dziewczyny ponownie odezwał się Ed.
- Fakt, to może się udać. Tak naprawdę, to chyba jedyne wyjście.
Ashton przenosił wzrok z właściciela antykwariatu na Chelsea i z powrotem, aż w końcu nie wytrzymał i zapytał:
- Czy ktoś może mi w końcu wyjaśnić, o co chodzi?!
- Scarlett musi pozwolić, by uderzył w nią piorun - powiedział cicho Ed.
Poczułam, jak Calum zaczyna oddychać coraz ciężej, jakby miał zaraz wybuchnąć.
- Przecież to ją zabije - zauważył.
- Zabiłoby mnie, gdybym żyła - odparłam. - Tylko...jaką mamy pewność, że to się uda?
- Żadnej, ale nie ma innego wyjścia - powiedziała Rose.
Każdy z nas zaczął kalkulować szanse powodzenia naszego planu, a także sam sens robienia tego wszystkiego. Zaczynałam mieć wątpliwości, czy nie trafiłam do jakiejś sekty, która mnie otumaniła, a teraz chce zabić, korzystając z mojej naiwności. W głębi wiedziałam jednak, że prawda jest inna, a ja muszę dopuścić do siebie w końcu fantastyczność całej sytuacji i po prostu ją zaakceptować.
- Musimy znaleźć jakiś wysoki punkt. Burza zrobi resztę - Ed był wyraźnie zdenerwowany i nie ma się co dziwić.
Powoli dochodziło do mnie, co właściwie ma mnie spotkać i przyjęłabym za naturalne to, że bym się bała. Jednak nie czułam ani strachu, ani obawy. Koncentrowałam się jedynie na tęsknocie, która już zaczynała pożerać mnie od środka ilekroć pomyślałam, że chłopak obok mnie zostanie tutaj, gdy ja powrócę tam, skąd przybyłam.
A może jednak nie powinnam...
Obiecałaś, Scarlett odezwał się głos w mojej głowie, ucinając dalsze rozmyślania.
- Wysoki punkt, wysoki punkt... - powtarzał szeptem jak mantrę Ed, chodząc w kółko po małej przestrzeni, której akurat nie pokrywały leżące na ziemi stosy książek.
- Chyba wiem, jakie miejsce będzie idealne - odezwał się Calum, próbując opanować drżenie głosu, które jednak potrafiłam wychwycić.
- Dach - szepnęłam, bo od razu domyśliłam się, o co mu chodzi.
Cal wstał tuż po tym, jak sama to zrobiłam i oboje byliśmy gotowi do wyjścia. Ashton także zerwał się ze swojego miejsca, ale Chelsea i Rose powstrzymały go.
- Nasza rola jest już skończona, ten moment powinien należeć tylko do nich - wyjaśniła Rose, powodując ostry ścisk w mojej klatce piersiowej.
Chelsea bez słowa podeszła do mnie i przytuliła mocno. Wiedziałam, że płacze, chociaż nie mogłam widzieć jej twarzy.
- Będzie dobrze - powiedziałam, uspokajając nie tyle ją, co samą siebie.
- Będę tęsknić, Scarlett - odparła, ocierając łzy, które spływały jej po policzkach. Mimo tak krótkiej znajomości, już nigdy nie znalazłam dziewczyny takiej jak ona, takiej, którą mogłabym nazwać przyjaciółką.
Ashton przyciągnął mnie do siebie, zamykając w niedźwiedzim uścisku. Poklepał mnie po przyjacielsku po plecach i uśmiechnął się, dając mi tym samym część swojej pozytywnej energii, która już na zawsze zagościła we mnie. Za każdym razem, gdy traciłam motywację, przypominałam sobie wesoły uśmiech Ashtona, który wywoływał radosny grymas także na mojej twarzy.
Rose i Ed podeszli do mnie jednocześnie.
- Miejmy nadzieję, że w dalekiej przyszłości jeszcze się spotkamy, słońce - zaczęła Rose, obdarzając mnie ciepłym i pełnym otuchy uściskiem.
- Pozostań taka, jaka jesteś, dziecko - dodał Ed.
- Dziękuję, dziękuję wam wszystkim - wykrztusiłam, nie mogąc zdobyć się na coś oryginalniejszego.
Mieliśmy już wychodzić z Calumem, gdy ostatni raz obejrzałam się za siebie. Chelsea siedziała Ashtonowi na kolanach, a Ed stał obok Rose.
- Widzisz, mówiłam ci, że namieszają - powiedziała jeszcze kobieta.
Calum złapał mnie za rękę i wyszliśmy na zewnątrz.
Ciężkie strumienie deszczu spadały na nas tak gwałtownie, że aż nasiąkaliśmy wodą. Puściliśmy się biegiem i stanęliśmy dopiero na szczycie kamienicy.
Z włosów Caluma skapywały co chwila kolejne krople, ale były momentalnie zastępowane przez kolejne. Przez deszcz nie dało się sprawdzić, czy wilgoć w jego oczach była kroplami czy łzami, ale byłam w stanie zobaczyć tam coś zupełnie innego. Wielkie pragnienie, by jednak mnie nie puścić, walczące z przekonaniem, że powinnam odejść.
Pocałowałam go tak mocno, jakbym chciała wpisać go w siebie a pomocą własnych warg. Oparłam swoje czoło o czoło Caluma, przez co nasze oczy spotkały się kilka centymetrów od siebie.
- Kocham cię, Cal - powiedziałam, nie sądząc, że wypowiem to z taką łatwością.
Chłopak złapał moje dłonie i przycisnął do swoich ust.
- Kocham cię, Scar.
W tym samym momencie niedaleko miejsca, gdzie się znajdowaliśmy uderzyła jedna z błyskawic.
Wszystkie światła w mieście zgasły, zostawiając jedynie ciemność.
- Scarlett, weź to ze sobą - powiedział Calum, podając mi małą metalową literę C zawieszoną na rzemyku.
- Ja nie mam niczego, co mogłabym ci dać - odparłam, ściskając w dłoni wisiorek.
- Dałaś mi więcej, niż potrafiłbym sobie wymarzyć.
Uśmiechnęłam się, próbując powstrzymać się przez rozpłakaniem się.
- Chyba powinieneś już iść - powiedziałam.
- Nie ma mowy - odparł stanowczo, jednak odsunął się na bezpieczną odległość.
Czułam, że podmuchy wiatru stają się coraz silniejsze, a deszcz ciska w nas kroplami z jeszcze większą gwałtownością niż wcześniej. Pomruki nasilały się i nie przerywały ich nawet chwile ciszy.
- Na zawsze? - krzyknęłam do Caluma, którego oddzielały ode mnie gęste strugi deszczu.
Poczułam przeszywający ból w całym ciele i wydawało mi się, że osuwam się w studnię tak głęboką, że nie będę w stanie się z niej wydostać. Wszystko wokół rozświetliło się niemal do oślepiającej białości.
Wtedy po raz ostatni usłyszałam jego głos.
- Na zawsze i jeszcze dłużej, kochanie.




Cytat z Cienia wiatru.
Epilog 31 grudnia.

Korzystając z okazji, życzę wam wszystkiego, co najlepsze w te święta. Życzę wam, żebyście znaleźli w swoim życiu coś, o co warto walczyć do końca i czego nigdy nie stracicie. Życzę wam, żebyście nigdy się nie poddawali mimo przeciwności losu. Życzę wam spełnienia marzeń, ale nie wszystkich, bo człowiek, który nie ma już marzeń to nie człowiek.
Wesołych świąt kochani.

M. (@IRWINFLEX)

9 komentarzy:

  1. Przez ciebie właśnie płaczę mały ziemniaki. Teraz trzymam kciuki by się znów spotkali i byli razem hdklxhakdbs zniszczyłaś moje otp eh ale dziękuję ci za każde słowo jakie napisałaś w tej pięknej historii, za poświęcony czas i za nich.
    kocham cię //@calumzsunshine

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz co? Placze... I wydaje mi sie to bardzo glupie bo zżylam sie z ta historią. Mamy wigilie i ten rozdzial pomogl mi zrozumiec co jest wazne jak i nie najwazniejsze w zyciu. Czym byloby Boze Narodzenie bez milosci i marzeń?
    Jednakże to opowiadanie juz sie konczy i jest dla mnie calkowicie inne niz Hunger. Jest dla mbie nadzieja na szczescie i lepsze jutro. Kazdy ma jakiej przeznaczenie i musi sie dokonac jego los, chodzby byla to najtrudniejsza decyzja w życiu każdego z nas.
    Chcialam powiedziec ze jest mi smutno rozsac sie z bohaterami... To opowiadanie jest naprawde piekne chociaz sama tak nie uwazasz. Masz potencjal..☺

    Wesolych Swiat Meg... ☺Duzo prezentow, ciepla rodzinnego i tego czego sobie zyczysz...
    @LovEdand1D

    OdpowiedzUsuń
  3. jezu ja nie wiem co powiedzieć. nadal nie wierzę w to, że to juz koniec pomimo że jest jeszcze epilog. mam wrażenie że ich historia trwała za krótko bo nie powiem że miłość ponieważ wiem że ona będzie trwać wiecznie. to był na prawde super pomysl na opowiadanie,gratuluje i wesołych świąt!

    OdpowiedzUsuń
  4. nie rozumiem jak takie proste fanfiction mogło mnie, aż tak zaciekawić. możnaby rzec, że prawie nic się nie działo, a zarazem działo się tak wiele, że nie można sobie tego nawet wyobrazić. jest to proste opowiadanie, pokazujące co w życiu jest najważniejsze. pisane bardzo przyjemnie. masz wielki talent i nie zaprzeczaj, bo gdyby tylko więcej osób się o tym dowiedziało...
    każdy powinien to przeczytać, jedno z piękniejszych fanfiction jakie czytałam, jak nie najpiękniejsze x

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojeju... Boże... *.* To było takie piękne. ♥ Brakuje mi słów, żeby to opisać, dlatego z góry przepraszam za ten komentarz. Prawdopodobnie krótki i bez ładu.
    Chciałabym przeżyć taką miłość. Teraz naprawdę wszystko zrozumiałam. Gdzieś kiedyś spotkałam się z cytatem: "Jest taka miłość, która nie umiera, choć zakochani od siebie odejdą". I tak... właśnie taka była. To nic, że się rozstali. Najważniejsze, że zawsze będą w swoich sercach. ♥ Podzielam nadzieję Caluma. Wierzę, że oni jeszcze... gdzieś, kiedyś się spotkają. A ta ostatnia scena... przepiękna, magiczna, cudowna. *.* Nie mogę wyjść z podziwu. ♥ "Na zawsze i jeszcze dłużej, kochanie". ♥
    To fanfiction było po prostu zbyt piękne, zbyt wspaniałe i zbyt mądre, żeby skończyć się banałem, happy endem. ♥
    No i kończąc... Wierz mi, że niewielu pisarzy potrafi napisać zdanie tak piękne, jak to:
    "Calum widząc, że jestem bliska rozpadnięcia się na kawałki postanowił po raz kolejny skleić mnie poprzez zamknięcie w swoich szerokich ramionach". ♥
    Odwołując się do drugiego zdania Twojej notki, to przykro mi trochę. Zżyłam się z tą historią, zżyłam się z bohaterami, z tym blogiem... Lecz chyba najbardziej zżyłam się z Tobą, z Twoim stylem, dlatego bardzo się cieszę, że jeszcze będę miała okazję czytać Twoją pracę. Jak widać, wraz z rokiem 2014 zakończy się również historia Scarlett i Caluma, a w nowy rok wejdziemy już z czymś całkiem nowym, dlatego dużooo weny Ci życzę na pisanie tak genialnych rozdziałów, jak ten powyżej. :*
    No a teraz życzenia. (Jejku, to moje pierwsze Święta Bożego Narodzenia w blogosferze i w życiu tylu życzeń nie napisałam, nowe doświadczenie. :D) A więc (wiem, że nie zaczyna się zdania od "a więc", ale tylko moja pani informatyk się o to czepia, a jej nie cierpię, więc na złość jeszcze raz napiszę. ;>). A więc życzę Ci: zdrowia (bo to chyba najważniejsze), mniej stresów (szczególnie tych związanych ze szkołą), energii do pracy, dużo czasu wolnego i odpoczywania (tak, żeby się nie przepracowywać ;3), no i wielu powodów do uśmiechu na co dzień. :) :***
    Pozdrawiam. ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Okey, pewnie bardziej się rozpiszę przy epilogu, a ogólne odczucia co do rozdziału napisałam Ci na TT (taaaak, to ja, jeśli sie jeszcze nie skapnęłaś jestem tą psychiczną fanką :D)! Wesołych kochana :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow tego nie da się opisać. Nie mogę się doczekac już epilogu

    OdpowiedzUsuń
  8. Och. Czyli historia Scar i Cala dobiega końca. Może będzie jakiś zwrot akcji w epiologu, ale sama nie wiem. Nieszczęśliwe zakończenia są takie, nazwijmy to, twoje.

    OdpowiedzUsuń
  9. Boze co juz koniec nie dlaczego to zbyt pieke by sie tak szybko konczylo mam nadzieje ze sie spotkaja a prawdziwym zyciu scar.. Niech beda szczesliwi scar i cal ❤! Weny kochammmmm ! ❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń

Czytelnicy