To ciekawe, jak wspomnienia przeistaczają się czasem w koszmary
Stałem sam na dachu, pozwalając, by wiatr owiewał nieosłonięte części mojego ciała i powodował delikatne drżenie ciała za każdym razem, gdy odczuwałem kolejny podmuch.
Każdy kolejny oddech wydawał się dostarczać mi coraz mniejszą ilość powietrza i w końcu wydawało mi się, że za moment stracę przytomność z powodu niedotlenienia.
Myślałem o Scarlett i decyzji, jaką podejmie i chociaż jeszcze niedawno nawet jej nie znałem, teraz nie mogłem znieść tego, że mogłem ją stracić, kiedy dopiero ją znalazłem. Wiedziałem jednak, że gdybym ją tutaj zatrzymał, nie wybaczyłbym sobie tego do końca życia.
Pogrążałem się w otaczającej mnie ciszy, stojąc na krawędzi murku otaczającego dach z wyciągniętymi w bok ramionami, które pozwalały mi utrzymać równowagę. Podmuchy wiatru stawały się coraz silniejsze, a tym samym coraz więcej energii wkładałem w to, by się im przeciwstawić. Spojrzałem w górę i nie zobaczyłem ani jednego świecącego punktu, co oznaczało, że całe nocne niebo musiały zakrywać ciężkie chmury. Bo przecież gdzieś tam musiały być gwiazdy, prawda?
Miałem ochotę krzyczeć i wyrazić w ten sposób cały chaos, który towarzyszył nieustannie moim myślom. Nie sądziłem jednak, że jakakolwiek ilość decybeli dałaby radę to zobrazować.
Poruszyłem jedną nogą, wysuwając stopę poza krawędź podłoża i po chwili cofnąłem ją. Zrobiłem to samo ponownie z drugą kończyną, kontrolując zmysłem równowagi ruchy całego ciała. Serce zaczęło bić mi nieco szybciej, ale nic sobie z tego nie robiłem. Życie było o wiele łatwiejsze, gdy nie wiedziałem rzeczy, które teraz nie dawały mi spokoju.
Zrobiłem ostatni głęboki wdech, a potem powoli odkręciłem się plecami do śpiącego miasta. Wyciągnąłem ręce, zamknąłem oczy i pozwoliłem, by kolejny potężny podmuch wiatru zakołysał mną. Przechyliłem się do tyłu i poczułem, jak spadam w zastraszająco szybkim tempie.
W momencie, gdy miałem uderzyć o ziemię...
Otworzyłem oczy i usiadłem gwałtownie na łóżku. Byłem cały spocony, oddychałem tak szybko, że zastanawiałem się, o ile wzrosło moje ciśnienie i czy mieściło się to w jakiejkolwiek medycznej skali. Nie wierzyłem, że to, co przed chwilą się wydarzyło, istniało tylko w moim umyśle. Wszystko wydawało się takie realistyczne. Szybkim ruchem odrzuciłem cienką kołdrę i podszedłem do okna, by upewnić się, że Neverland także nie było częścią koszmaru, jednak i tym razem musiałem się rozczarować. Tak, wyglądało na to, że nadal nie żyłem, ale jak się okazało, nawet po śmierci można mieć koszmary.
Usłyszałem, jak ktoś popycha ramę okna od zewnętrznej strony i podszedłem, by pociągnąć klamkę. Odszedłem kilka kroków, by zrobić miejsce, a Scarlett zręcznie wsunęła się do środka, trzymając w dłoni kartkę. Było zbyt ciemno, bym mógł na niej cokolwiek przeczytać, ale widziałem, że dziewczyna zapisała ją zgodnie z umową, którą zawarliśmy.
Stanęła przede mną i przez chwilę po prostu się we mnie wpatrywała z delikatnym uśmiechem, który przypomniał mi, że przecież nie mam na sobie koszulki.
- Umm... - tylko to zdołałem powiedzieć przed tym, jak podszedłem do krzesła, na którym rzuciłem kiedyś czarny t-shirt. Wciągnąłem go szybko na siebie, czując się nieco zażenowanie.
- Nie obraziłabym się, gdybyś tego nie zrobił - powiedziała Scarlett, podchodząc bliżej i wyciągając w moją stronę napisaną przez siebie listę.
Gdy się zbliżyła, chyba zdążyła zauważyć, że nie wyglądałem na spokojnego.
Jej uśmiech zniknął w jednym momencie, a zamiast tego zmarszczyła brwi. Zdecydowanym, ale delikatnym ruchem dotknęła wierzchem dłoni mojego czoła, by sprawdzić, czy nie mam gorączki.
Na Boga, przecież nie jestem chory, po prostu nie żyję - zdążyłem tylko pomyśleć, zanim dziewczyna cokolwiek powiedziała.
- Co się stało? - zapytała.
- Nic takiego - odparłem, podchodząc do blatu dzielącego pokój z częścią kuchenną. Wyciągnąłem dłoń i nalałem trochę wody do szklanki, którą szybko przechyliłem, by chociaż trochę ochłodzić się od środka.
- Nic takiego? - powtórzyła ironicznym tonem. - Wyglądasz, jakbyś właśnie przebiegł maraton.
- Ćwiczyłem.
- Mhm, chyba jakiś zestaw zatytułowany "jak nie mówić prawdy, żeby wszyscy wiedzieli, że kłamię".
Spojrzałem na nią, przygryzając język, żeby się nie zaśmiać, bo udawałem, że dla mnie to wcale nie jest zabawne.
- Miałem zły sen - powiedziałem cicho, odwracając się, by po przejściu kilku kroków usiąść na łóżku.
Scarlett podążyła za mną, a ja poczułem chwilę później, jak materac obok mnie zapada się pod wpływem jej ciała.
Przekręciłem głowę i podniosłem wzrok, tylko po to, by przekonać się, że dziewczyna patrzy się na mnie dziwnym wzrokiem.
- To głupie, wiem - uśmiechnąłem się kwaśno, kręcąc głową.
- Co ci się śniło? - zapytała, jakby ignorując moją poprzednią wypowiedź.
- Stałem na dachu, myślałem o... - popatrzyłem na nią, jak gestem dała mi znać, bym mówił dalej, ale postanowiłem pominąć fragment o rozpamiętywaniu, jak bardzo bym za nią tęsknił i przeszedłem do suchych faktów. - Rozłożyłem ramiona i pozwoliłem, bym z niewielką pomocą wiatru przechylił się i spadł. To wszystko. To tylko głupi koszmar, lepsze to niż wyobrażanie sobie, że pożerają cię lwy.
Zaśmiałem się, próbując rozładować atmosferę, ale mina Scarlett nie wskazywała na to, że mi się powiodło.
- Sny coś znaczą - powiedziała stanowczo, podwijając jedną nogę i siadając bokiem.
- Spróbuj mi to zinterpretować, pani psycholog. Może to znaczy, że mam myśli samobójcze - uśmiechnąłem się cynicznie.
- To nie jest śmieszne - szturchnęła mnie, udając, że się dąsa.
- W takim razie spytamy Rose. Albo Eda - powiedziałem dla świętego spokoju i położyłem się na łóżku.
Spojrzałem zdziwiony, gdy obok mnie na materac opadła Scarlett.
- Mogę wiedzieć, co robisz? - spytałem.
- Ktoś powinien tu być, na wypadek gdybyś znowu zaczął spadać - odparła beztrosko.
Ułożyła się bokiem, a pod głowę wsunęła otwartą dłoń.
- Nie zasnę, jak będziesz się tak we mnie wpatrywać - zastrzegłem, a na te słowa dziewczyna pospiesznie zamknęła oczy, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Poczułem, jak serce zaczęło bić coraz szybciej, co sprawiało, że krew szybciej krążyła mi w organizmie, rozprowadzając po nim także pierwiastek podniecenia, które mnie ogarniało.
Przyjąłem tę samą pozycję co ona, a kiedy otworzyła oczy, zobaczyła mnie centralnie naprzeciwko siebie.
- Naprawdę wierzę, że sny coś znaczą - odezwała się.
- Hmm? - mruknąłem pytająco.
Wzięła głęboki oddech i zaczęła opowiadać.
- W pewnej książce bohaterce śni się jedna konkretna, powtarzająca się scena. Biegnie wśród mgły, a na ulicach nie ma żywej duszy. Tak naprawdę przez cały czas nie wie co jest jej celem i za każdym razem budzi się, zanim dotrze tam, gdzie prowadzi ją podświadomość. Na końcu powieści także wybiega z budynku i biegnie, mijając budynki ukryte za cienką warstwą mgły, tylko w realnym świecie w końcu dobiega do swojego celu. Wraca do własnego domu, uświadamiając sobie, że kocha mężczyznę, którego wcześniej odrzucała, nie pozwalając uwierzyć w to, że coś do niego czuje. A kiedy to odkrywa, on postanawia odejść, zmęczony czekaniem na odwzajemnienie jego miłości, którą darzy ją od samego początku.
Gdy Scarlett wypowiedziała ostatnie słowa, milczeliśmy przez chwilę, a ja nie pomyślałem nawet, by zapytać, gdzie pojawiła się ta scena, jednak widziałem, że dla dziewczyny ma ona jakieś szczególne znaczenie. Spostrzegłem jednak, że po jej policzku spływała pojedyncza kropla. Delikatnym ruchem wyciągnąłem dłoń i kciukiem otarłem łzę. Bez namysłu przytuliłem Scarlett do siebie, chowając ją w swoich ramionach, by zapomniała na chwilę o wszystkich powodach, przez które miała ochotę płakać. Czułem, jak drżała pod wpływem dotyku moich nagich ramion, ale jednocześnie przylgnęła do mnie całym ciałem.
- Hej - szepnąłem. - Nie musisz biec, Scar. A ja nigdzie się nie wybieram.
***
- Śpisz? - zapytałam cicho, ale jakimś cudem wiedziałam, że otrzymam negatywną odpowiedź.
Mruknięcie, które dobiegło znad mojej głowy tylko potwierdziło moje przewidywania.
Czułam, jak klatka piersiowa, na której leżałam, unosi się nieznacznie za każdym razem, gdy Calum brał kolejny oddech.
Myślałam o tym, jak bardzo zmieniło się moje życie podczas ostatnich dni i wciąż nie mogłam uwierzyć we wszystko, co się tu działo. Chłopak, którego dłoń spoczywała na moich osłoniętych koszulką plecach, również wydawał się być zajęty swoimi myślami i dryfował gdzieś z daleka od miejsca, w którym się właśnie znajdowaliśmy.
W pewnym momencie Calum delikatnie wyswobodził się z naszego splotu i wstał, by zapalić niewielką lampkę stojącą obok stosu książek na podłodze. Wraz z naciśnięciem włącznika, coś pstryknęło i zdążyłam zobaczyć tylko iskrę zwiastującą przegrzanie się żarówki. Prawdopodobnie wysiadły też ogólne korki, ale oboje byliśmy zbyt zmęczeni, by nawet podejmować próbę ich naprawiania.
- Serio... - syknął Calum, powstrzymując się chyba przed rzuceniem lampką, by rozbiła się o ścianę.
- Jakim cudem może nawalić tu nawet prąd? - zapytałam spontanicznie.
Chłopak spojrzał na mnie, ale dostrzegałam go tylko na tyle, na ile pozwolił mi mój wzrok przyzwyczajony już do półmroku panującego w pokoju.
- Nie pytaj, ja nawet nie pytam. Czasami lepiej odpuścić próby zrozumienia czegoś, zamiast pozwolić, by zabierało ci to czas, którego i tak nie mamy.
Wiedziałam, że ma rację, więc nawet nie próbowałam z nim polemizować.
- Przecież masz świeczki - zauważyłam, przypominając sobie, że widziałam kilka w mieszkaniu.
- Świeczki? - jęknął, jakbym kazała mu nosić buty na obcasie.
- Świeczki - powtórzyłam. - Takie białe walce z czarnym knotem, które możesz zapalić poprzez potarcie zapałką o draskę i...
- Wiem jak zapala się świeczkę, pani oczywistość - powiedział ze zniecierpliwieniem w głosie, ale nie dał rady do końca ukryć rozbawienia. W jednej chwili jednak spoważniał i dodał: - Nie palę ich, nawet nie wiem jak znalazły się w moim mieszkaniu.
Westchnęłam i wstałam z łóżka, po czym bazując raczej na swojej pamięci niż zmyśle wzroku, podeszłam do półek, na których znalazłam jakieś trzy świece i postawiłam je na szafce obok łóżka. Calum po chwili usiadł obok mnie i podał mi paczkę zapałek.
- Strasznie ich tu dużo - zauważyłam, gdy w środku pudełka moim oczom ukazały się dokładnie trzy sztuki.
Byłam świadoma, że zirytuję tym Caluma, który z ostentacyjnym westchnięciem przejął ode mnie nasze jedyne źródło zastępczego prądu i zręcznie zapalił trzy świece wykorzystując jedną z zapałek.
Fragment pomieszczenia rozświetlił się, a na ścianach zaczęły tańczyć pomarańczowe odbicia płomieni, łącząc się z cieniami w rogach pokoju. Poczułam też specyficzny zapach, który zawsze był miły dla mojego zmysłu węchu.
- Wanilia - szepnęłam, wciągając powietrze.
Calum podniósł się i po chwili wrócił z kartką, którą wcześniej gdzieś rzuciliśmy.
- No dobra, waniliowa dziewczyno - powiedział, siadając tak, że patrzył teraz wprost na mnie. - Czas podzielić się listą rzeczy, które zamierzasz zrobić przed życiem i w wykonaniu których zamierzam ci pomóc.
Podał mi kartkę, a ja wyprostowałam ją i zaczęłam czytać, co chwilę spoglądając na reakcję chłopaka podczas przedstawiania kolejnych punktów, których było ni mniej ni więcej niż pięć.
Gdy skończyłam, Calum patrzył na mnie nieco zdziwiony.
- Więc? - zapytałam.
- Więc... - zaczął. - Liczyłem raczej na coś prostszego do wykonania...
- Kazałeś mi zrobić tę głupią listę, to ją zrobiłam, do cholery! - w ciszy panującej w pokoju mój lekko podniesiony głos zabrzmiał niemal jak krzyk.
Przysunęłam kartkę do jednego z płomieni świec i pozwoliłam, by papier zajął się ogniem, po czym szybko podeszłam do okna i pozwoliłam mu spłonąć na parapecie. Calum stanął obok mnie i patrzył, jak popiół spada powoli wirując w powietrzu.
- Musiałaś to zrobić? - zapytał cicho.
- To i tak był beznadziejny pomysł - odparłam. - Muszę wracać, wyspać się, obiecałam Edowi, że pomogę mu jutro w antykwariacie. Zapomnij o tej liście.
- Scar... - Cal złapał mnie za rękę, gdy odwróciłam się gotowa, by wyjść jak najszybciej.
Nie mogłam długo patrzeć wprost na niego, bo w jego oczach dostrzegałam coś, czego nie potrafiłam jednoznacznie nazwać, ale im dłużej utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy, tym mocniej coś ściskało moje serce, jakby kurczyły się moje żebra.
- Przepraszam - powiedziałam, wyswobodziwszy się z uścisku chłopaka.
Zniknęłam z mieszkania Caluma tak nagle, jak się tam wcześniej pojawiłam i resztę nocy spędziłam na gapieniu się w sufit i wsłuchiwaniu się w nerwowe szarpanie strun basu, które dochodziło stłumione do moich uszu z piętra wyżej. Ciągle zadawałam sobie pytanie, dlaczego nawet tutaj odsuwam od siebie osobę, na której najbardziej mi zależy. Dlaczego nie pozwalałam dopuścić do siebie myśli, że znalazłam kogoś wyjątkowego.
- Przepraszam - szepnęłam, zamykając oczy.
W głowie dźwięczały mi jeszcze dwa inne słowa, których jednak nie byłam w stanie wypowiedzieć, nawet leżąc samotnie w pustym mieszkaniu. Chociaż...może wcale nie musiałam ich mówić? Wystarczy, że je czułam. I właśnie przez te dwa słowa wszystko zaczynało się komplikować.
***
Najpierw trochę się poużalam, bo mi smutno, ale jak już się nieraz przekonałam, nie można mieć wszystkiego. Nie wiem, może trochę czuję się źle, kiedy widzę te trzysta komentarzy pod epilogiem Hungera, a potem trzy pod ostatnim rozdziałem Neverland. Komentarze są "nieistotne" wtedy, gdy ich komuś nie brakuje, kiedy ludzie przestają czytać twoje opowiadanie, wtedy zaczyna ich brakować i zaczyna się je o wiele bardziej doceniać. No, to tyle ode mnie w tym tygodniu, do zobaczenia, mam nadzieję.
M. (@irwinflex)
Rozdzial fajny jak kazdy nie przejmuj sie komentarzami jeszcze naplyna czekam na nexta
OdpowiedzUsuńświetny rozdział x
OdpowiedzUsuńŚwietny, jej. Uwielbiam to, w jaki sposób piszesz. To fanfiction jest cudowne, uwielbiam je.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego ♥
Świetny rozdział. Uwielbiam to ff. Czekam na kolejny:))
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się komentarzami. Nie zawsze każdy ma czas na napisanie czegoś tutaj. Ze mną jest na przykład tak, że nie jestem w stanie po przeczytaniu rozdziału wybąkać czegokolwiek w komentarzu, byleby cokolwiek napisać. Po prostu pisanie: "świetny!", tylko na znak przeczytania wydaje mi się bez sensu. Musze trochę posiedzieć i pomyśleć co napisać, a Twoje rozdziały zazwyczaj pochłaniam na dobranoc, więc wiesz jak to jest. Siedzę i siedzę, a tu bum i budzę się rano.
OdpowiedzUsuńMasz naprawdę ogromny talent do pisania i nie możesz kiedykolwiek w siebie zwątpić. Jakoś tak wyszło - Hunger szybko stał się popularny. Neverland nie. Ale to dwa, równie dobre opowiadania, bo Ty jesteś ich autorką. Nikt by Ci kitu nie wciskał, gdyby było inaczej.
Wiem, że lepiej jest gdy więcej osób jest z Tobą i komentuje ten długo wyczekiwany rozdział, bo sama pisze, ale tak po prostu wyszło. Mniej osób dostrzegło to opowiadanie. Co nie znaczy, że nie jest dobre, czy gorsze od poprzednich :)
No. To się wygadałam. A teraz co do rozdziału:
Nie katuj mnie i nie każ Scar wyjeżdżać! Już i tak Calum jest blisko załamania. Co z nim się stanie jak ona wyjedzie?! Co ONA zrobi jak wyjedzie?! Przecież uciekła. Nie ma do czego wracać.
Nie rób mi tego, haha. Zostaw ich ♥
No to dzisiaj troszkę dłużej :)
Szczęśliwych Mikołajek (?) ♥ Weny i pozdrawiam :)
ten rozdział jest wspanialy. najbardziej podoba mi się jego pierwsza część jesli mozna go podzielic na dwie xd
OdpowiedzUsuńEy, nie ma powodu do smutku :C Hunger po prostu miał temat też taki bardziej wiesz, bad boy, ,,niewinna dziewczyna''. A neverland jest takie.. spokojne ;o i to jest super! Masz grono ludzi, którzy zawsze bedą je czytać :3 Rozdział świetny!
OdpowiedzUsuńSmutno mi, bo należę do osób, które też nie zawsze komentują, a to nie jest fair z mojej strony. Jeśli uwielbiam to czytać powinnam przynajmniej w taki sposób podziękować. Rozdział cudowny, uwielbiam Caluma, ciekawi mnie co takiego Scarlett napisała na liście. I czekam aż wreszcie wypowie te dwa słowa, które siedzą jej w głowie. Czekam na następny rozdział, jak zawsze x
OdpowiedzUsuńTo fanfiction jest świetne. Nie czyta zbyt dużo osób, bo mało o nim usłyszało. Myślę, że powinnaś jakoś je nagłośnić. Może poprzez inne sławne fanfiction? Wydaje mi się, że autorki mogłyby się zgodzić. Przecież pisałaś Hungera, który miał wielu czytelników. Może one same nawet czytały? Jesteś świetna! Mam nadzieję, że nie przestaniesz pisać x
OdpowiedzUsuń