piątek, 12 grudnia 2014

15



Rzecz dziwna, że w tym właśnie miejscu śmierci 
zdwojonym potokiem wezbrało w nich uczucie życia


Banalna sprzeczka z Calumem odbijała się echem podobnie jak nerwowe dźwięki szarpania strun basu, które co jakiś czas dochodziły z mieszkania nade mną. Nie pokłóciliśmy się, ale przez kilka niepotrzebnie wypowiedzianych słów obydwoje zaczęliśmy zadawać sobie nieme pytanie, czy to wszystko ma sens. Nie musiałam rozmawiać z Calumem, żeby wiedzieć, co dzieje się teraz w głowie. Było to uwarunkowane nie tylko tym, że czułam, co dzieje się w mojej, ale też rozbrzmiewało w muzyce, która dobiegała z jego sypialni. Nie odzywaliśmy się od kilku dni, nawet nie mijaliśmy się na klatce schodowej, bo chłopak wyraźnie przestrzegał zasady wychodzenia gdziekolwiek dopiero wtedy, gdy usłyszy zamykane piętro niżej drzwi. Z drugiej strony o niczym nie marzyłam tak bardzo, jak o tym, by znów móc znaleźć się tuż obok niego, zamknięta w ciepłych ramionach, które przecież dawały mi tyle spokoju i stwarzały pozory beztroski i braku zmartwień. Im dłużej go nie widziałam, tym bardziej chciałam znowu spojrzeć w brązowe tęczówki jego oczu, mówiące mi więcej niż jakiekolwiek słowa.
Ed dwukrotnie w tym tygodniu wysyłał mnie na przymusowe spacery ulicami miasta, bo zdążyłam już opuścić dwa ozdobne wazoniki i przerwać jakieś ważne papiery. Nie potrafiłam się skupić, nie potrafiłam myśleć o czymkolwiek, co nie było związane z chłopakiem, który jeszcze niedawno stał na scenie wypowiadając słowa, mogące sprawić, ze zdecydowałabym się wybrać pozostanie w Neverland, nawet jeśli oznaczałoby to pożegnanie się z jakąkolwiek przyszłością i co najważniejsze - życiem.
Kołtujące się w mojej głowie myśli zostały nagle zatrzymane i stłumione przez głos Chelsea, który usłyszałam, gdy odebrałam dzwoniący telefon.
- Możemy się spotkać? - zapytała, a jej głos, zazwyczaj wesoły i niemal dziecięco podniecony, dziś był poważny i stanowczy.
- Jasne, miałam właśnie iść do antykwariatu... - zaczęłam, ale ona przerwała mi, brzmiąc, jakby się gdzieś śpieszyła.
- Przyjadę tam - powiedziała tylko i rozłączyła się, pozostawiając mnie w niewiedzy. Tym samym jej sprawa zastąpiła nieskończone myśli o Calumie, ale ani trochę mnie nie uspokoiła. Z deszczu pod rynnę, dzięki Chelsea.

Siedziałam przy długim blacie, do którego jakimś cudem dopuścił mnie Ed. Zazwyczaj lada była jego stanowiskiem, ale dziś musiał zająć się czymś na zapleczu. Zastąpiłam go, czekając na Chelsea, przekładając papiery i dokumenty, które już dawno powinny zostać posortowane, zamiast zalegać w ogromnych stosach podpieranych książkami.
Dziewczyna wpadła do środka jakiś czas po tym, gdy sama dotarłam na miejsce. Wprawiając w ruch dzwoneczki zawieszone nad drzwiami, zaciekawiła Eda, który wystawił głowę zza kotary oddzielającej główną część sklepu od magazynku, ale dałam mu znak, że się tym zajmę.
- Coś się stało? - zapytałam, by ją uspokoić.
- Musimy porozmawiać, Scarlett, nie wiem, co robić, codziennie po obudzeniu się mam wrażenie, że oszaleję.
Przez kilka sekund nie wiedziałam, co odpowiedzieć, więc po prostu wskazałam jej krzesło naprzeciwko lady, na którym usiadła, wpatrując się we mnie, jakby oczekiwała, że jestem odpowiednią osobą, by rozwiązać jej problemy. Zły wybór, bardzo zły, jako że sama nie potrafiłam poradzić sobie z własnymi.
- Scar...pamiętasz, jak mówiłam ci, że nijak nie da się opuścić miasta? - kiwnęłam głową, a ona kontynuowała. - To dopiero połowa szaleństwa. Co noc śni mi się taki sam sen, nie mam pojęcia, co to może oznaczać.
- Chelsea, może trochę przesadzasz... - powiedziałam cicho, chociaż wiedziałam, że nie przesadza ani trochę. Gdybym ja nie wiedziała wielu rzeczy o tym specyficznym mieście, już dawno bym oszalała. Dziwił mnie fakt, że dopiero ona jedna zaczęła coś podejrzewać.
- Wiedziałam, że tak zareagujesz. Jednak nie tylko ja to przeżywam - podniosła głos.
- Opowiedz mi o tym, co ci się śni - poprosiłam, pomijając jej drugie zdanie.
Zawahała się chwilę, ale zaczęła wypowiadać słowa jednym tchem.
- Ciągle to samo, jadę z rodzicami samochodem, ale jestem młodsza. Nagle mój tata zaczyna wyprzedzać jakiś pojazd, a z naprzeciwka niespodziewanie wyjeżdża wielka ciężarówka. Słyszę pisk hamulców, widzę oślepiające mnie światła i nagle wszystko znika. Nie ma już nic, oprócz dźwięku zderzających się samochodów pobrzmiewającego w mojej głowie jeszcze wtedy, gdy otwieram oczy.
- Och... - zdołałam tylko wykrztusić, po czym wypowiedziałam pierwsze słowa, które przyszły mi na myśl - Nie wiem, co ja mam z tym zrobić, chciałabym jakoś pomóc...
- To wszystko jest takie realne, mam mokrą od łez poduszkę, gdy się budzę. Cała się trzęsę, jestem sfrustrowana i zła i...
Miałam wrażenie, że zaraz się rozklei, więc pospiesznie podeszłam i objęłam ją, poklepując po plecach.
- To minie Chelsea, to musi minąć - zapewniłam ją, nie wierząc w słowa, które opuszczały moje usta.
- Przepraszam Scar, nie chciałam przelewać na ciebie moich problemów, ale nie mam komu się wyżalić.
W tym samym momencie zadzwonił jej telefon, a ja wywnioskowałam, że to ktoś, z kim się umówiła. Zastanawiający był jedynie półuśmiech, który pojawił się na jej twarzy, gdy odebrała połączenie.
- Muszę iść - powiedziała, wstając. - Zobaczymy się jeszcze, ok?
Przytaknęłam i patrzyłam, jak wychodzi z antykwariatu i wchodzi do swojego samochodu.
Nie zauważyłam, kiedy stanął obok mnie Ed, patrząc przez szybę na odjeżdżające auto.
- Mamy problem - powiedziałam.
- Ano - odparł tylko z westchnięciem.
Spojrzałam na niego i wydał mi się starszy niż wcześniej, chociaż sądziłam, że to niemożliwe.
- Te sny to nie przypadek, prawda? - zapytałam, przypominając sobie niedawny koszmar Caluma.
Ed pokręcił głową.
- Zbliża się.
Zastanawiałam się, czy to przez siedzenie samotnie w antykwariacie stał się taki lakoniczny, czy może wpisane to było w jego charakter.
- Co się zbliża? - zapytałam, gdy Ed odwrócił się z zamiarem powrotu na zaplecze.
W ostatnim momencie odwrócił głowę i powiedział tylko:
- La tempesta.
Wiedziałam, co to oznaczało, bo wspominała nam o tym Rose. Nie miałam wątpliwości, że przyniesie ze sobą jedynie trudne wybory, byłam tego pewna tak, jak tego, że przez moje ciało przechodziły kolejne dreszcze strachu.



Wyszedłem dopiero, gdy usłyszałem zamykany zamek w drzwiach do mieszkania Scarlett. Podszedłem pospiesznie do okna, by zobaczyć jej postać oddalającą się w stronę antykwariatu. Mogłem wybiec, mogłem zatrzymać ją i objąć ramionami, jak chciałem to zrobić, ale jednak coś mnie powstrzymywało. Może była to duma, a może strach przed tym, że ona wcale tego nie potrzebuje. Nie potrafiłem uciszyć myśli, które wciąż podpowiadały mi, że wszystko mogłoby potoczyć się inaczej, gdybym po prostu zareagował inaczej. Nieporozumienia w większości nie zaczynają się czymś ważnym. Częściej wystarczy jedynie iskra, która roznieca ogień. Od nasz zależy, czy zdołamy ją powstrzymać, zanim płomienie pochłoną wszystko, na czym nam zależy.
Wyrzucenie z głowy myśli o Scarlett wydawało się najtrudniejszą czynnością, z którą przyszło mi się zmierzyć nie tylko ostatnio, ale chyba od czasu dawnych wspomnień, wciąż powodujących ukłucie w sercu na samo wspomnienie.
Powtarzający się koszmar ze spadaniem z dachu dodatkowo powodował coraz większy wewnętrzny niepokój. Nie miałem nikogo, z kim mógłbym o tym porozmawiać, bo wątpiłem, że Ashtona obchodziły jakieś głupie sny. Poza tym zaczynałem się zastanawiać, czy nie kryje się za nimi coś więcej, chociaż pewnie przesadzałem. Nawet przebywanie na górze budynku nie relaksowało i uspokajało mnie jak kiedyś, a przypominało jedynie o natrętnym koszmarze. I Scarlett podpowiadał mi jakiś głos, który próbowałem zagłuszać.
Zamiast tego grałem, pokładając nadzieję, że kolejne melodie będą odskocznią od przerastającej mnie rzeczywistości. O ile to w ogóle była rzeczywistość...
Fakt, że nie odzywałem się praktycznie do nikogo, powodował, że nagle do głowy przychodziły mi same teksty piosenek, które potem łączyłem z muzyką, którą tworzyłem wieczorami.
Wszystko, byleby tylko nie myśleć o tym, jak spieprzyłem sprawę. Patrzyłem przez okno na odchodzącą Scarlett i za wszelką cenę nie chciałem pozwolić, by to się tak skończyło.
Byliśmy warci lepszego zakończenia.

- Nadal masz ciche dni ze swoją...
- Ona nie jest moją... czymkolwiek - uciszyłem Ashtona, który zaczął mówić jak tylko wszedłem do budynku stacji benzynowej.
- Jak chcesz - wzruszył ramionami.
Przez chwilę w środku zapanowała cisza, bo moje ponure nastawienie do wszystkiego i wszystkich skutecznie odstraszało Ashtona do zaczynania rozmowy, którą zbyłbym kilkoma półsłowami.
- Cal... - odezwał się jednak chwilę później podchodząc bliżej tak, że jego głowa znalazła się niemal kilka centymetrów od mojej twarzy.
- Hej, wciąż nie jestem tobą zainteresowany, gustuję w dziewczynach, pamiętasz? - próbowałem żartować, ale moja grobowa mina niezbyt sprzyjała humorowi.
- A myślałem, że jak zapuszczę włosy...eh - odparł, w końcu przełamując coś we mnie i powodując, że się zaśmiałem. Nie zdarzało mi się to często w ostatnim tygodniu. Bądźmy szczerzy, nie zdarzało mi się to wcale przez te dni.
Właśnie za to uwielbiałem Ashtona. Potrafił mnie rozśmieszyć, nawet kiedy nie byłby tego w stanie zrobić sam Monty Phyton. I nie musiał wcale robić nic nadzwyczajnego, wystarczyło, że był sobą.
- Dobra, panie Czarny Humor, musimy pogadać. Poważnie - powiedział Ash, a ton jego głosu zmienił się w nieco poważniejszy.
- Matko kochana, jesteś w ciąży? - rzuciłem, udając zszokowanego.
- Bardzo śmieszne - uciął, przechodząc do tego, co miał mi powiedzieć. - Masz jakieś mocne tabletki nasenne?
- Co do kurwy? - zapytałem, marszcząc brwi.
- Spokojnie, przecież nie chcę się zabić.
Cholera Ashton, gdybyś tylko wiedział...
- Nie mogę ostatnio spać, ciągle budzę się i z tego, co pamiętam, śni mi się to samo. Noc w noc.
Popatrzyłem na niego, ale nie dałem po sobie poznać, że poczułem się, jakby ktoś uderzył mnie młotkiem w głowę. Moje sny to mógł być przypadek, chociaż i tak wyczuwałem w tym coś poważniejszego, ale dwie osoby mające koszmary?
- Co ci się śni? - zapytałem, trochę za bardzo gwałtownie i natarczywie.
- Właściwie to zabrzmi trochę głupio przez to, że przed chwilą poprosiłem cię o jakieś leki na bezsenność, ale...
- Ale? - powtórzyłem.
- W tym śnie jestem w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Nie wiem, to chyba coś na kształt pokoju motelowego, nieważne. Chodzi o to, że zawsze kończy się tak samo. Połykam tabletki nasenne i popijam alkoholem. A kiedy zasypiam w tym śnie, tak naprawdę się budzę. Cały zlany potem. - spojrzał na mnie i musiałem wyglądać dziwnie, bo powiedział: - Cal, dobrze się czujesz? Stary, jesteś biały jak duch.
- Możesz mnie dziś zastąpić?
- Jasne, i tak nie ma... - nie usłyszałem ostatniego słowa, bo wyszedłem szybko ze stacji, kierując się w stronę miasta.
Lekceważyłem ciemniejsze chmury zbierające się nad miastem do czasu, gdy pierwsze krople deszczu zaczęły rozbijać się o moją skórę.
Deszcz nie był ulewny, ale mimo wszystko powoli przemakałem coraz bardziej. W pewnym momencie zacząłem coraz iść coraz szybciej aż w końcu puściłem się biegiem i ignorując kolkę, która dawała o sobie znać kolejnymi ukłuciami w boku, nie przestawałem biec. Zatrzymałem się dopiero pod kamienicą i oparłem ręce na kolanach, pochylając się do przodu, by ochłonąć chociaż trochę. Z moich włosów kapały pojedyncze krople. Wszedłem pospiesznie do środka i pokonałem schody niemal w kilka sekund. Stałem przez chwilę przed drzwiami na czwartym piętrze, wahając się, czy mam zapukać, czy jednak odejść.
Zanim przyszłoby mi do głowy odpuścić, moje kłykcie uderzyły kilkakrotnie w stare drewno, a dźwięk ten potoczył się po całej klatce schodowej.
Kiedy usłyszałem otwierany od środka zamek, moje serce natychmiast przyspieszyło, bijąc teraz chyba tysiąc razy na sekundę.
Drzwi otworzyły się i zobaczyłem stojącą przede mną Scarlett. Ubraną w wyciągniętą koszulkę, którą jej kiedyś pożyczyłem. Włosy związała niedbale w kucyk, widać, że nie spodziewała się nikogo. Delikatne cienie pod oczami w połączeniu ze zmęczeniem w jej oczach dawały efekt niemalże choroby.
Wtedy właśnie pomyślałem, że nigdy nie widziałem kogoś piękniejszego.
Przez chwilę patrzyła na mnie zdziwiona, ale otrząsnęła się i powiedziała:
- Musimy porozmawiać.
Nie odpowiedziałem nic, zamiast tego nieruchomo wpatrywałem się w nią, jednocześnie wsłuchując się w deszcz za oknami, który uderzał kroplami w każdą możliwą powierzchnię, wybijając sobie tylko znany rytm.
- Rozmowa może poczekać - odezwałem się, nie sądząc, że mój głos będzie aż tak zachrypnięty.
Wtedy przyciągnąłem ją do siebie, nie zważając na to, że mój gest mógł być nieco zbyt gwałtowny.
Pocałowałem ją tak, jakbym chciał tym samym sprawić, że deszcz przestanie padać, a zza chmur wyjdzie natychmiast słońce, by pokazać, że może jest jeszcze jakaś nadzieja na to, by wybrać właściwie. Teraz każdy wybór wydawał się zły i jedyne, co czułem za odpowiednie były nasze złączone wargi, które sprawiały, że nic poza tym nie istniało.
Wtedy właśnie zrozumiałem, że nieważne jak bardzo chciałbym trzymać ją w ramionach na zawsze, musiałem pozwolić jej odejść. Nawet jeśli to oznaczałoby, że wyrwałbym sobie z klatki piersiowej serce, by mogła je wziąć ze sobą.



Cytat z (uwaga!) lektury szkolnej Nad Niemnem.
Zbliżamy się powoli do końca i zastanawiam się, czy gdybym potem napisała fanfiction o Ashtonie, to ktoś byłby chętny je przeczytać? Działoby się trochę więcej niż w Neverland, ale na razie nie chcę nic zdradzać. Strasznie chciałabym je pisać, ale nie wiem, czy szkoła i dwie olimpiady mi na to pozwolą.
Do zobaczenia!
M. (@IRWINFLEX)

13 komentarzy:

  1. oh my god. Najlepszy rozdział! serio ;o po prostu, wow, aż nie wiem co napisac żeby wyrazic mój zachwyt ;o Boże, dziewczyno! wygrałas życie tym talentem :c I tak! pisz, pisz! cokolwiek o kimkolwiek i tak przeczytam! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Omg w takim momencie no kurde no jak tak mozna ja bym przeczytala kolejne ff ale zeby nie bylo na bazie tego i zeby w ogole nie bylo elementow tego fanfica bo to troszke dziwnie czesto wychodzi czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie nie, nowe fanfiction będzie zupełnie o czymś innym, już bez elementów fantastycznych, wracam na ziemię :)

      Usuń
  3. jeju super rodział xx i ja byłabym chętna do przeczytania :)

    OdpowiedzUsuń
  4. jeju, to jest świetne! oczywiście, że będę chciała czytać! bałam się, że po neverland jednak zakończysz, ale cieszę się, że masz pomysł na jakieś inne x
    te sny pokazują jak oni zginęli, mam racje? cal skoczył z dachu, ash zabił się tabletkami, a chelesa zginęła w wypadku samochodowym. a jak zginęła scarlett?

    OdpowiedzUsuń
  5. Pisz,pisz chętnie poczytam ;3
    A rozdział jest piękny i wgl,ciekawa jestem jaką decyzję podejmie Scar ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam, wiem, że zawaliłam po całości, nie komentując poprzedniego rozdziału. I jedyne, co mnie usprawiedliwia to to, że totalny brak czasu nie pozwolił mi nawet na przeczytanie go. :'( Myślę, że to rozumiesz z uwagi na fakt, że sama - jak pisałaś - masz dwie olimpiady. Ja mam trzy konkursy, więc nie za ciekawie. :/ Dlatego w tym komentarzu postaram się odnieść do dwóch poprzednich rozdziałów, chociaż od razu mówię, że nie wiem, jak to wyjdzie. :)
    Poprzedni rozdział był dość spokojny. Tak bardzo bardzo się cieszyłam, że Scarlett i Calum się do siebie zbliżają. ♥ Do teraz nie mogę wyjść z podziwu, jak pięknie opisujesz te emocje, jakie im towarzyszą, gdy są razem. *.*
    Mała sprzeczka, hm... Nie myślałam, że będzie ona na tyle poważna, że zaczną się aż tak unikać. W sumie... nic takiego się nie stało, bo przecież każdemu się zdarza z kimś pokłócić. No ale nagle zdałam sobie sprawę, że tak nie odzywając się do siebie, marnują czas, którego zostało im tak niewiele... :'(
    Te sny... Jeju, moja pierwsza myśl to to, że śni im się sposób, w jaki umarli, i chyba się nie pomyliłam. :< I tak bardzo żal mi Chelsea... Bo wygląda na to, że Cal i Ashton byli samobójcami, a ona... Nie trafiła do Neverland z własnej winy. :(
    Pierwsze krople deszczu i moje serce zaczęło bić w tempie 120 uderzeń na minutę. Pamiętam, że ten rozdział, w którym Rose im wszystko tłumaczyła, czytałam chyba trzy razy i może podświadomie czekałam na ten dzień, na tę burzę... I pomyślałam sobie: "Cal, ogarnij się, bo ją stracisz". No i posłuchał. ^^
    No ok, a tak na serio, to trudna decyzja czeka teraz Scarlett. Chociaż tak po prawdzie, to nie wiem, czy bym się jeszcze zastanawiała. Ma dla kogo zostać. Jest Calum, jest Chelsea, jest Ashton i Rose...
    #ateraztrochępoprzynudzam
    Czytałam kiedyś takie fanfiction, w którym każdy rozdział pochłaniałam w dosłownie minutę, bo jakoś nie chciało mi się dokładniej w nie zgłębiać. W efekcie później nie pamiętałam z niego nic, dlatego zrezygnowałam z czytania go. A u Ciebie... to wszystko jest takie piękne. *.* Zwracam uwagę na każde zdanie, nie chcąc przegapić ani jednego. Masz taki wyjątkowy styl. ♥ Nawet jeśli jest to zwykłe, młodzieżowe fanfiction, to masz tak dojrzały styl, że czyta się je jak bardzo bardzo dobrą powieść. Podziwiam Cię za to, co dla nas robisz. :*
    A co do fanfiction o Ashtonie, to tak, tak tak i jeszcze raz: tak!!! Wiesz, jak go uwielbiam, a akurat tak się składa, że opowiadania z nim jeszcze nie czytałam. A gdyby wyszło spod Twojej ręki, to już w ogóle... :* Spełnienie marzeń. ♥.♥
    Pozdrawiam. :******
    PS. Widziałam Twoją odpowiedź na mój komentarz dwa rozdziały temu i... ojeju. *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę nie odpisać i tym razem, dziękuję ci, bo przez cały czas czytania tego komentarza się uśmiechałam i kiedy to piszę, to też się uśmiecham i nie mogę przestać!

      Usuń
    2. To pouśmiechajmy się razem, bo sama teraz nie mogę się powstrzymać. :)))

      Usuń
  7. jezu ja nie wiem co napisac...ten rozdział jest taki piekny. twoj styl pisania jest świetny. chodzi mi przedewszystkim o opisy ja wymyslasz,to cos pieknego.

    OdpowiedzUsuń
  8. Boskii szybko next
    i nieeeee juz koniec whyy !?
    A TAK PROPO MOZESZ PISAC O ASH JA BD CZYTAC <33

    OdpowiedzUsuń
  9. Piękny rozdział, dlaczego czas na podjęcie decyzji tak szybko minął? :( w kolejnym rozdziale już pewnie dowiemy się co wybrała Scarlett.
    Bardzo chętnie będę czytać o Ashtonie :)

    OdpowiedzUsuń

Czytelnicy