piątek, 21 listopada 2014

12


Można kochać kogoś tak bardzo, pomyślał, ale nigdy nie kocha się tak bardzo,
 jak bardzo się za nim tęskni



Żyliśmy więc, chociaż nie wiem, czy pierwsze słowo właściwie dobrze opisuje przebywanie w Neverland. Byliśmy tam, udawaliśmy, że wcale nie myślimy ciągle o rzeczach, których dowiedzieliśmy się od Rose i o tym, jak to jest umrzeć i nawet nie wiedzieć, że się umiera.
Wiele razy stykałam się z opisami śmierci, a okazało się, że wyobrażenia są zupełnie inne niż rzeczywistość. Mówią, że śmierć zmienia wszystko, w naszym przypadku zmieniła jedynie postrzeganie rzeczywistości, a to równie dobrze można uznać za niewielki procent tego, co działo się wokół.
Miałam do podjęcia decyzję, która zaważyć miała na całym moim życiu lub nieżyciu i chociaż z jednej strony chciałam wrócić, to coś mówiło mi, że tak naprawdę nic na mnie nie czeka, co w żaden sposób mi nie pomagało.
Nie do końca rozumiałam też zasady działania tego miejsca, ale pewnych rzeczy nie da się zrozumieć. Może nawet nie chciałam. Najdziwniejsze jest to, że nie czułam się...martwa. Czułam się bardziej żywa niż kiedykolwiek wcześniej i to sprawiało, że w mojej głowie panował ciągły chaos, przerywany spokojem jedynie wtedy, gdy zamykałam oczy i szłam spać. Próbowałam nie roztrząsać każdego elementu istnienia tutaj, chociażby tego, jakim cudem możemy używać telefonów albo po co właściwie chodzimy spać. Uznałam, że takie miejsca rządzą się własnymi prawami i jedyne, co nam pozostaje, to je zaakceptować. Nawet jeśli każdy nerw w moim ciele mówił mi, że to wszystko jest niemożliwe.
Zaczęłam też rozważać wersję, że tak naprawdę siedzę w zakładzie psychiatrycznym i Neverland jest tylko wytworem mojej wyobraźni, a ja oszalałam. Chociaż ktoś kiedyś powiedział, że tylko wariaci są czegoś warci na tym świecie, wiec może nie była to wcale taka negatywna opcja. Kto wie.
Mogłoby to wydawać się dziwne, ale prawie codziennie jak gdyby nigdy nic chodziłam do antykwariatu, spotykając się z Edem, który jednak był oszczędny w jakiekolwiek wyjaśnienia, chociaż już pierwszego dnia dał mi do zrozumienia, że Rose o wszystkim mu powiedziała.
- Wiem, że ty wiesz, że ja wiem, że... - zaczęłam od razu po wejściu do antykwariatu kilka dni temu.
- Powoli, Scarlett, mamy czas - przerwał mi Ed, jednak ton jego głosu był przyjazny, a na dodatek na jego twarzy malował się nikły uśmiech.
- Mamy czas?! - zrobiłam minę, która wyrażała moje zdezorientowanie i frustrację.
Ed przeszedł od regału do innych półek, by wcisnąć kilka książek na swoje miejsce tak, by były ułożone w odpowiednim porządku. Nie śpieszył się z udzieleniem mi odpowiedzi i niesamowicie mnie to irytowało, chociaż nie byłam w stanie gniewać się na niego chociaż przez sekundę.
Rozejrzałam się, spoglądając na zniszczone grzbiety starych woluminów, myśląc, jak mogły się tu znaleźć.
- Znam to miejsce lepiej niż ty, zaufaj mi po prostu - powiedział, wracając na swoje stałe miejsce za starym, drewnianym biurkiem, które jednocześnie pełniło funkcje lady.
- Czym właściwie jest Neverland, Ed? - zapytałam bezpośrednio, nie siląc się na żadnego rodzaju półśrodki.
Starszy pan westchnął i zdjął z nosa okulary, patrząc na mnie.
- Zaczynam żałować, że Rose was wtajemniczyła, zaczynasz zadawać zbyt wiele pytań, dziecko, a ja jestem zmęczonym starym próchnem i nie wiem, czy mam siłę na nie odpowiadać.
- Przepraszam, ja...
Ed roześmiał się, rezygnując ze swojej poważnej postawy i przybierając znowu twarz osoby, której możesz uwierzyć we wszystko, bo podświadomie wiesz, że mówi tylko prawdę.
- Lubię nazywać to miejsce Przystankiem. Nikt z nas nie wie, jak potoczy się jego życie i tak naprawdę składa się ono właśnie z takich przystanków. Neverland jest jednym z nich, a ja nie potrafię ci powiedzieć, czy później również nie kierujesz się do kolejnego. Wierzę, że życie i śmierć to tylko umowna kwestia, tak naprawdę to wszystko jest czymś o wiele więcej. Nie rodzimy się po to, by umrzeć, tylko po to, żeby zacząć piękną przygodę i patrzeć, gdzie zaprowadzi nas los. Czasami możemy się rozczarować, ale lubię myśleć, że prędzej czy później wszyscy znajdujemy coś szczególnego.
Nie miałam pojęcia, jak mam zareagować na słowa, które przed chwilą usłyszałam z ust Eda i prawdę mówiąc, on chyba wcale nie oczekiwał, bym to jakoś skomentowała, bo to nie potrzebowało komentarza.
Ed założył z powrotem okulary i wyrwał mnie z zamyślenia, kiedy teatralnym tonem powiedział, żebym tak nie stała, bo na zapleczu jest tysiące pudeł, które natychmiast potrzebują mojej interwencji, by nie mogły zamienić się w spróchniałe szczątki, które rozpadną się w pył, gdy tylko zdecyduję się ich dotknąć. Tak więc pomagałam Edowi aż do późnych popołudni, a potem zazwyczaj szłam gdzieś z Calumem. Czasami spacerowaliśmy w ciszy, bo nie musieliśmy rozmawiać, by dokładnie wiedzieć, o czym myśli druga osoba. Od tamtego czasu myśleliśmy tylko o jednym i było to zdecydowanie moje potencjalne odejście i zaprzepaszczenie wszystkiego, co się do tej pory między nami wydarzyło.
Cała ta historia brzmiała jak banalna opowieść miłosna, ale oboje czuliśmy, że tu chodziło o coś zupełnie innego, o coś więcej. Żadne z nas nie wracało do momentu, gdy się pocałowaliśmy, chociaż mogę się założyć, że nie było dnia, by Cal o tym nie myślał, bo ja robiłam to co mniej więcej trzy sekundy. I nie, nie był to element sprzyjający podjęciu decyzji o odejściu. Wręcz przeciwnie. Część mnie chciała tutaj zostać i gdy przebywałam z chłopakiem, ta część wygrywała.

Wracałam akurat z antykwariatu, idąc chodnikiem, który mógł wcale nie istnieć, obok mnie przejeżdżały samochody, które nie miały prawa tu być, mijając ludzi, o których wolałam nawet nie zaczynać myśleć, by nie widzieć w nich śmierci.
Jednak wtedy odezwał się dzwonek telefonu, jakimś cudem tutaj funkcjonującego. Odebrałam połączenie i po drugiej stronie usłyszałam głos. To była jedyna rzecz, do której prawdziwości nie miałam żadnych złudzeń.
- Cześć Scarlett.
- Cześć Calum.
- Skończyłaś już pracę - to nie było pytanie, a stwierdzenie, co nieco mnie dziwiło.
- Tak...
Jego głos była dziwnie wesoły i zastanawiałam się, co było powodem tej radości, jako że przez ostatnie dni chłopak raczej nie emanował entuzjazmem.
- Wiesz, gdzie są w tym mieście stare magazyny? - zapytał.
- Nie za bardzo - odparłam. - A co, ktoś cię w nich uwięził?
- Nieważne, w takim razie będziesz musiała zabrać się z Chelsea.
- Calum, o co do cholery... - zaczęłam, ale Calum zakończył rozmowę szybkim 'do zobaczenia' i rozłączył się.
Zaczęłam iść szybciej w stronę kamienicy, zamierzając zignorować w ogóle tę rozmowę, jako że Calum nie zamierzał chyba wyjaśniać mi czegokolwiek. Po powrocie do mieszkania wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w jakieś świeże ciuchy, po czym wzięłam do ręki książkę i próbowałam po raz kolejny czytać tę samą historię, ale leżący obok mnie na materacu telefon, nie pozwalał mi się skoncentrować. W końcu uległam i zadzwoniłam do Chelsea, by po dwóch sygnałach usłyszeć jej dźwięczny głos.
- Scarlett! - krzyknęła wesoło.
Zaczęłam zastanawiać się, jak ona mogła trafić do Neverland, ale to chyba nie była najlepsza pora do rozmyślań na ten temat.
- Chelsea, wiesz może...
Nie zdążyłam dokończyć, bo Chelsea przerwała mi od razu. Co oni wszyscy mieli z tym przerywaniem mi w pół zdania.
- Jasne, Calum do mnie dzwonił, będę u ciebie za godzinę.
Ona także nic więcej mi nie wyjaśniła, rozłączając się i zostawiając mnie tak samo zdezorientowaną jak pięć minut temu.
W pierwszym odruchu chciałam powiedzieć im, żeby pieprzyli się z takimi niedopowiedzeniami, ale moja wrodzona ciekawość była zbyt silna.

Chelsea czekała na mnie w swoim samochodzie, stukając palcami w kierownicę w rytmie jakiejś piosenki, która leciała z głośników.
- Możesz mi powiedzieć chociaż po co jedziemy do tych magazynów? - zapytałam od razu, gdy wsiadłam do środka.
- Uhm...nie - uśmiechnęła się i odpaliła silnik.
Westchnęłam i już nie próbowałam dowiedzieć się czegokolwiek, bo najwyraźniej i tak nie miałam dostać odpowiedzi.
- A walić to - powiedziała nagle, spoglądając na mnie. - Obiecałam Calumowi, że nie powiem ci nic o dzisiejszym wieczorze, ale nie mówiłam nic o wspominaniu starych wydarzeń.
Była wyraźnie z siebie zadowolona, jakby właśnie wynalazła nowe twierdzenie matematyczne.
- Znasz Ashtona, tego chłopaka, który pracuje na stacji z Calumem, prawda? - zapytała, a ja tylko przytaknęłam. Gdyby on sam usłyszał własne imię z jej ust, chyba by zemdlał albo stałoby się coś jeszcze innego...Uśmiechnęłam się na samą myśl, karcąc się w głowie za tak głupie myśli.
- Jakiś czas temu mieliśmy mały problem z załatwieniem muzyki na jakąś imprezę, więc on i dwóch innych chłopaków z naszej szkoły wpadli na pomysł, że sami zagrają. Nikt w nich nie wierzył, ale kiedy już wyszli na scenę, oh, zastanawiałam się, czy te stare ściany wytrzymają.
- Co stało się potem? - zapytałam szczerze zainteresowana.
- Już nigdy więcej nie wystąpili razem. Częściowo dlatego, że nie było okazji, a poza tym podobno w ich brzmieniu czegoś brakowało, z tego co słyszałam, sami tak twierdzili.
Układając sobie w głowie wszystko, co mówiła Chelsea, domyśliłam się, że Calum po prostu zabiera mnie na jakiś koncert ze względu na to, że gra tam Ashton.
- Jesteśmy - powiedziała Chelsea, wjeżdżając między martwe szare budynki, które wyglądały jak wielkie prostopadłościany pozostawione tutaj i zapomniane.
Przy wejściu do jednego z nich stał jakiś młody chłopak, który po kilku słowach zamienionych z moją towarzyszką wpuścił nas do środka. Okazało się, że musimy z Chelsea zejść po schodach do podziemnego pomieszczenia, które wyglądało jak średniej wielkości pusta przestrzeń. Ściany były pokryte różnymi napisami i wzorami graffiti.
- Gdzie mamy się spotkać z Calumem? - powiedziałam głośno, by przebić się przez inne głosy ludzi, którzy wypełniali pomieszczenie niemal po brzegi.
Chelsea nie odpowiedziała mi, tylko dalej prowadziła ku miejscu, które zapewne było przeznaczone na prowizoryczną scenę.
Stanęłyśmy prawie na początku tłumu, bo wszyscy przepuszczali Chelsea, a ona tylko posyłała im pełne przyjaźni uśmiechy. Jej nie dało się nie lubić.
Rozglądałam się po nieznanych mi twarzach, chociaż niektórych kojarzyłam z ostatniego ogniska w domku nad jeziorem. Oni wszyscy rozmawiali jak gdyby nigdy nic, bawili się, kilka par stało pod ścianą całując się, jakby nic innego się nie liczyło.
Jeśli wtedy u Rose miałam wątpliwości, czy nie warto byłoby powiedzieć im wszystkim prawdy, w tamtym momencie byłam już pewna, że nigdy nie mogą się jej dowiedzieć. Jaki jest sens przerywania takiego szczęścia cierpieniem?
Patrzyłam na ludzi, szukając w tłumie znanych mi brązowych oczu, ale nigdzie nie mogłam dostrzec Caluma.

W końcu nagle wszystkie światła zgasły, a nikłe wiązki czerwonego reflektora oświetliły scenę, rozpraszając światło na miliony kawałeczków.
Chociaż stałyśmy z Chelsea naprzeciwko tuż obok samej sceny, nie mogłam w mroku dostrzec dokładnie postaci, które się na niej pojawiły.
Po chwili jednak przez salę przeszły pierwsze mocne uderzenia w bęben perkusji, a ja usłyszałam słowa pierwszej piosenki.
- Life can be so hard to breathe when you're trapped inside a box...
Znałam ten głos. Znałam to uczucie w brzuchu, gdy słyszałam głębokie dźwięki wydobywające się spod palców osoby, która grała na gitarze basowej. Jednak dotarło to do mnie dopiero wtedy, gdy blondyn, którego widziałam po raz pierwszy zaczął śpiewać refren i scena rozświetliła się całkowicie, ukazując cały zespół w całej okazałości.
Osoby, której szukałam w tłumie nie było tam, bo stała przede mną na scenie, patrząc prosto w moją stronę, wtedy gdy jej oczy były otwarte.
Calum był zupełnie inny na scenie niż wtedy, gdy po prostu razem spacerowaliśmy czy siedzieliśmy na dachu. Teraz, gdy wczuwał się w to, co robił, nie sposób było się w niego nie wpatrywać.
Gdy skończyli grać pierwszą piosenkę, blondyn z kolczykiem w wardze podszedł do mikrofonu i objął go obiema dłońmi.
- Wow, dużo was - wykrztusił najpierw, powodując salwę śmiechu, która przetoczyła się po sali. - Mam na imię Luke...
- Zamknij się, Luke - przerwał mu stojący obok niego chłopak z ogniście czerwonymi włosami w koszuli w kratę, ponownie rozśmieszając publiczność. - Każdy wie jak się nazywamy, więc po prostu zaczniemy grać i mamy nadzieję, że wam się kurewsko spodoba ludzie!
Odpowiedzią na te słowa był zbiorowy krzyk, który połączył się z początkiem kolejnej piosenki. Zastanawiałam się, kiedy znaleźli czas na próby, pisanie tekstów, ale wtedy zupełnie mnie to nie obchodziło, bo muzyka i atmosfera pochłonęły mnie całkowicie. Czułam, że byłam częścią tłumu i wszystkiego, co mnie wtedy otaczało.
Ashton uderzał w perkusję, jakby od tego zależało jego życie, a gdy spojrzałam na Chelsea, widziałam, że jest tym oczarowana. Ich muzyka była dobra, bo oni czuli się dobrzy.
Przed niektórymi piosenkami któryś z nich mówił coś na wstępie i kiedy mieli zagrać ostatni już kawałek, przyszła pora na Caluma. Nieśmiało podszedł do mikrofonu i spuścił wzrok zanim cokolwiek powiedział, ale po chwili wyprostował się i zaczął mówić.
- Czasami znajdujemy coś, co czyni nas szczęśliwymi i trudno nam to wypuścić z rąk, chociaż wiemy, że musimy. To może boleć, możemy tęsknić, ale jedno jest pewne. Jeśli na czymś bardzo nam zależy, to nigdy o tym nie zapomnimy.
Zanim światła zdążyły przygasnąć, zdążyłam uchwycić spojrzenie jego brązowych oczu skierowane wprost na mnie. Na scenie były wtedy jeszcze trzy inne osoby, wokół mnie stało ich jeszcze więcej, ale w tamtym momencie wydawało mi się, że stoję w tym pomieszczeniu sama z Calumem. Wydawało mi się, że w jego oczach dostrzegłam jakiś błysk, może łzy, ale równie dobrze mógł być to jakiś pojedynczy odblask.
Piosenka była smutna, ale jednocześnie miałam wrażenie, że jest w niej jakaś nadzieja. Początek należał do Luke'a, któremu trzeba było przyznać, że był tak samo dobrym wokalistą, jak gitarzystą. Potem przyszła pora na Caluma i wydawało mi się, że jego głos jakby się załamał, gdy z jego ust wypłynęły słowa w drugiej zwrotce I wish you didn't have to be gone.
Nagle, gdy muzyka przycichła, a czerwone światło reflektora zostało skierowane bezpośrednio na Caluma, podniosłam wzrok i wpatrzona w niego chłonęłam kolejne słowa tekstu piosenki, który czułam tak samo dobrze, jak słyszałam.
- And I know I shouldn't tell you but I just can't stop thinking of you...
Poczułam, jakby moje własne serce zostało w tamtym momencie otulone ciepłą głębią jego głosu.
Ja też nie zapomnę Calum. Ja też.



***

(*Tak wiem, że w tekście jest I didn't have to be gone, ale mała zmiana na potrzeby fanfiction.)
Cytat z 19 razy Katherine.
Ciągle zastanawiam się, jak długie wyjdzie mi to opowiadanie i mam nadzieję, że napiszę około dwudziestu rozdziałów, bo prawdę mówiąc, lubię je pisać. Może nie jest popularne, może nie jest najciekawsze, ale pisanie go sprawia mi przyjemność, a o to chyba właśnie chodzi, prawda?
Ostatnio pod rozdziałem było chyba najwięcej komentarzy jak dotychczas, za co bardzo dziękuję ♥

Love you guys, M. (@IRWINFLEX)

PS Jak chcecie to tweetujcie coś z hashtagiem #neverlandff, postalkuję chętnie!

13 komentarzy:

  1. Jest dobrze.
    Twoja wierna fanka ~@kingsleyy97

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej! Calum zakłada, że Scar odejdzie? Myślę, że ostatecznie dziewczyna zostanie w Neverland.

    OdpowiedzUsuń
  3. Omg jezu jesli mam byc szczera to jest zajebiste i tyle kurde umiesz zaciekawic ale nie robisz tego w nachalny sposob tylko po prostu piszesz a to najwazniejsze ciesze sie ze czytam to opowiadanie czekam na nastepny ciekawe co ona zdecyduje i jak to im sie ulozy

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeny to jest takie piękne, że nie da się opisać tego słowami! Ona zostanie tam, niech nie pierdoli głupot. Jestem ciekawa co tam się jeszcze kryje, czy będzie jakaś jeszcze tajemnica etc. Strasznie mnie to ciekawi, mimo, że rozdziały są takie proste x

    OdpowiedzUsuń
  5. jeju...ta chwila na koncercie jest wspaniała

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem dlaczego, nie wiem, jak, ale rozpłakałam się, gdy Calum wypowiedział na scenie te słowa. :') Kolejny dowód na to, że to ff jest absolutnie zaczarowane. *.* Tak genialnie to wszystko na mnie działa. <3 Myślę, że Calum zakłada opcję, że Scarlett wyjedzie, ale jednocześnie ma nadzieję, że jednak zostanie. I ja podzielam tę jego nadzieję. Carlett shipper 4ever! ;)
    Pozdrawiam. :***

    OdpowiedzUsuń
  7. Aż mnie serce zabolało :x Ona nie może wyjechać. No nie bądź okrutna :c
    Jejku oni muszą być razem, błagam ♥ W końcu mieli coś znaleźć, tak? Są szczęśliwi razem, więc czemu nie?
    Mam nadzieje, że wszystko dobrze się skończy.
    Weny i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. aaaaah, motyw zespołu ;3 jest świetnie, i tak! o to chodzi! Masz sie cieszyc że to piszesz, a nie na siłe pisać, więc życzę jak najwięcej chęci! xx

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudoo boze szybko next ! Weny :* <333

    OdpowiedzUsuń

Czytelnicy