czwartek, 13 listopada 2014

11



People fall in love in mysterious ways

Maybe just the touch of a hand


- To trochę długa opowieść - zaczęła Rose, niepewnie patrząc na nas, jakby nie wiedziała, czy może nam zaufać.
- Mamy czas - usłyszałam obok głos Caluma, który zabrzmiał, jakby chłopak miał w gardle coś, co utrudniało mu wydobywanie z siebie jakichkolwiek dźwięków.
Jego ręka mocniej ścisnęła moją, pozwalając mi uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Chociaż tego nie byłam do końca pewna.
- Nie patrzcie na mnie, jakbym była chora psychicznie - poprosiła Rose, czując na sobie nasze niepewne spojrzenia. Popatrzyliśmy po sobie z Calumem i oboje chyba myśleliśmy o tym samym, czy przypadkiem nie lepiej byłoby wtedy wyjść z pokoju, zadzwonić po psychiatrę i zapomnieć o tym chorym dzienniku. Jednak tego nie zrobiliśmy, może dlatego, że podświadomie wiedzieliśmy, że Rose jest przy zdrowych zmysłach. Ktoś inny mógłby nie dopuszczać do siebie jakichkolwiek możliwości, których nie dało się logicznie wytłumaczyć. My mogliśmy.
Rose wstała i upewniła się, że drzwi są zamknięte, a w barze nie ma nikogo oprócz nas. Na chwilę zapadła niezręczna cisza, którą przerwał jej spokojny głos, kiedy zaczęła opowiadać historię, która zmieniła wszystko.
- Nie wiem od czego zacząć, wiem też, że będziecie mieć wiele pytań, możecie też chcieć wyjść w trakcie, ale proszę was tylko o to, żebyście wysłuchali do końca i zachowali otwarte umysły.
Skinęliśmy głowami, bo nie mieliśmy nic do stracenia.
- Nikt tak naprawdę nie wie, jak trafia się do tego miasta...do tego miejsca. Może wydawać się, że sami wybieramy tę drogę i jest w tym trochę prawdy. Czas płynie tu nieco inaczej, bo rządzi się własnymi prawami. Scarlett, jesteś tutaj niedługo, Calum dłużej, ale nawet on zapewne nie zauważył, że nigdy nie zwracał uwagi na to, jaki akurat był dzień tygodnia, czyż nie? - zwróciła się z pytaniem do chłopaka, który tylko siedział wsłuchany w ton jej głosu.
- Znaczenie mają tylko lata, kiedy tu przybywamy, reszta jest po prostu dalszą częścią życia, jeśli w ogóle można to tak nazwać. Trafiają tu ludzie, którzy czegoś szukali, ale nie mogli znaleźć w swoim ówczesnym życiu. Przybywają tutaj, najczęściej jako ludzie w waszym wieku, by dojrzeć, cieszyć się przez jakiś czas tym, czego nie można było odnaleźć nigdzie indziej i w końcu odejść.
- Umrzeć? - wyrwało mi się.
Rose tylko uśmiechnęła się, ale nie był to uśmiech, który mógł mi udzielić odpowiedzi.
- Byłam w twoim wieku, gdy przybyłam do miasta. Teraz już nawet nie pamiętam, jak dokładnie przebiegała moja podróż tutaj, chociaż pamiętam wszystko, co stało się wcześniej, ale o tym później. Niemal od razu spotkałam Eda, pomógł mi się odnaleźć. Jest jedyną osobą, która jest tutaj bez względu na wszystko. Lubię nazywać go dobrym duchem tego miejsca, ale wydaje mi się, że tak naprawdę stał się kimś o wiele ważniejszym. Kilka dni po mnie, razem z Edem zobaczyliśmy ciemnowłosego mężczyznę, który snuł się bez celu po mieście. Jacob Moore od razu stał się naszym przyjacielem, takie po prostu miał usposobienie, wszyscy zdawali się go lubić. Wszyscy, prócz jego samego. Nie potrafił uwierzyć w siebie, może właśnie to doprowadziło go do miasta. Wtedy jeszcze nie wiedziałam niczego, więc po prostu spędzałam z nim czas, aż w końcu zakochaliśmy się.
Rose przerwała na chwilę, pogrążając się w natłoku wspomnień, które próbowała uporządkować sobie w głowie.
- Dopiero po dłuższym czasie Ed powiedział mi i Jacobowi o wszystkim, tak ja ja teraz mówię wam. Ja także nie chciałam w to uwierzyć, bo trudno uwierzyć ludziom w coś, co nie da się logicznie wytłumaczyć. Łatwiej będzie mi to przedstawić na przykładzie Jacoba, niż swoim. Mówiłam, że nie wierzył w siebie, ale tak naprawdę to było coś więcej. Nienawidził siebie, do tego stopnia, że kiedy w drodze donikąd zatrzymał się w jakimś małym motelu i - głos Rose zaczął delikatnie drżeć, ale kobieta próbowała zatuszować to nikłym uśmiechem - wypił jakąś mieszankę, którą nielegalnie kupił w szemranym sklepie gdzieś daleko.
Problemy są jak bakterie, niezależnie od czasów, potrafią się przystosować i ewoluują, mają jednak tę przewagę, że na bakterie człowiek potrafi wynaleźć w końcu lek, a na problemy nie.
Jacob twierdził, że obudził się później, ale to nie było to, co stało się naprawdę. Umarł w tym motelu, gdzieś pośrodku niczego.
- Więc w jaki sposób on... - wtrącił Calum, ale Rose uciszyła go gestem dłoni.
- Gdy Ed powiedział mu o tym, że tak naprawdę nie żyje, oboje odwróciliśmy się od niego, nie pozwalając mu wytłumaczyć czegokolwiek. Przecież dorastaliśmy, starzeliśmy się, wszystko było normalne. Wtedy spakowaliśmy się i ruszyliśmy przed siebie, czekając, aż jakiś powóz będzie przejeżdżał, ale się nie doczekaliśmy. Kręciliśmy się w kółko, nie mogąc wydostać się z miasta i właśnie wtedy uwierzyliśmy. Utknęliśmy gdzieś pomiędzy, ale wkrótce zrozumieliśmy, że to nie było przekleństwo. Czasami trzeba po prostu zaakceptować to, co się dzieje, a nie z tym walczyć. Wtedy wszystko staje się o wiele łatwiejsze.
- Chcesz powiedzieć, że my... - zaczął Cal.
- Nie skończyłam - powiedziała Rose, stanowczo, ale nie z urazą.
Siedziałam nie mówiąc nic, przetwarzając natłok informacji, które kolidowały z jakimkowiek logicznym myśleniem, jakim zawsze kierowałam się w życiu.
- Jacoba już nie ma. Odszedł, jak wiele innych przed nami. Miasto istniało, istnieje i będzie istnieć. Przybywamy tu, odnajdujemy coś i wtedy możemy w końcu przenieść się gdzieś, do miejsca, o którym nikt nie wie. Może potem nie ma już nic, może jest wieczność, może kolejne miasto. To jest tylko przejście, pewien etap, zawieszona między światami rzeczywistość.
- Więc to koniec? - zapytałam, nie myśląc o tym, że Rose mogła nas okłamać albo być chora psychicznie. Podświadomie jej wierzyłam, chociaż nie miałam pojęcia dlaczego. Po minie Caluma domyśliłam się, że on też zadawał sobie raczej pytanie 'dlaczego?', a nie mówił 'to niemożliwe'.
- Zależy co uznajesz za koniec. Według mnie to dopiero początek.
- Jakim cudem śmierć może być początkiem? - odparł cicho Calum zachrypniętym głosem.
Rose uśmiechnęła się, ale uśmiech z jej twarzy zniknął kilka chwil później, gdy powiedziała nam coś jeszcze. Zwróciła się raczej do mnie, chociaż patrzyła na nas oboje.
- Czasami pojawiają się dwa wyjścia.
Popatrzyliśmy odruchowo z Calumem na siebie nawzajem.
- Zdarza się, że niektórzy wracają do poprzedniego życia, gdy można ich jeszcze uratować. Jednak to ty decydujesz, czy chcesz wrócić.
Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie czymś ciężkim w głowę. W pierwszym momencie pomyślałam, że jak najszybciej chcę się stąd wydostać, jakkolwiek by to nie brzmiało, ale potem w mojej głowie pojawił się drugi głos. Głos, który mówił mi, że tak naprawdę nie mam do czego wracać.
- Masz jeszcze czas na decyzję - uprzedziła mnie Rose.
- Jak długo?
- La tempesta - odparła Rose niezrozumiale. - To po włosku burza. Gdy pogoda zacznie się psuć, to znak, że miasto będzie oczekiwało od ciebie decyzji.
- Ile to dni? - wtrącił Calum.
- Trudno określić. Jeśli podejmiesz decyzję, zwróć się do mnie albo Eda.
Rose wstała i odwróciła się tyłem do nas, by móc przez szpary w żaluzjach obserwować przechadzających się na zewnątrz ludzi.
- Ktoś jeszcze wie o tym wszystkim oprócz was? - zapytał Cal.
- Tylko wy. Chyba nie muszę wam mówić, że chciałabym, byście zatrzymali te wszystkie informacje dla siebie.
- Nie sądzisz, że oni wszyscy mają prawo wiedzieć? - spytał chłopak z delikatną pretensją w głosie.
- Nie - odezwałam się nagle, szybciej niż pomyślałam w ogóle, że może nie powinnam się odzywać.
Calum i Rose spojrzeli jednocześnie na mnie, oczekując dalszej części mojej wypowiedzi.
- Skoro ci ludzie...skoro oni czegoś szukali i mieli odnaleźć to tutaj, pozwólmy im to zrobić. Pozwólmy im być szczęśliwymi.



Szliśmy z Calumem obok siebie poboczem drogi w stronę centrum, a każde z nas myślało o tym, jak przekonać swój mózg do tego, że to wszystko dzieje się naprawdę.
Chłopak trzymał w garści kilka małych kamieni i co chwila rzucał nimi przed ciebie. Marszczył brwi, jakby to wszystko nieco do przerastało i wcale się nie dziwiłam, bo czułam dokładnie to samo.
- Więc... - zaczął.
Zatrzymałam się.
- Co zamierzamy z tym zrobić? - zapytałam.
- Nie wiem jak ty, ja zamierzam udawać, że to się nie wydarzyło.
Przewróciłam oczami i otworzyłam usta ze zdumienia.
- Ty tak na serio? - niemal krzyknęłam.
- Czego ode mnie oczekujesz, Scarlett?! Że nagle zacznę brać w tym wszystkim udział? Dziękuję bardzo. Wystarczy mi życie...czy cokolwiek to jest, ze świadomością, że umarłem.
Milczałam przed chwilę, próbując znaleźć słowa, które mogłyby wyrazić to, co wtedy czułam. A czułam jednocześnie wszystko i nic.
- Przepraszam - szepnęłam.
- Za co?
- Za to, że cię w to wciągnęłam. Za to, że zniszczyłam ci cały pobyt tutaj, jakkolwiek dziwnie to nie brzmi. Przepraszam.
- To wszystko nie ma sensu - powiedział Calum, siadając na jakimś powalonym konarze drzewa na poboczu.
- Może wręcz przeciwnie.
Siadłam obok niego. Tym razem to ja złapałam go za dłoń, dodając mu otuchy tak samo, jak zrobił to on, gdy byliśmy u Rose.
- Nie rozumiem, jak możesz się jeszcze zastanawiać nad tym, czy chcesz tu zostać - powiedział nagle.
- Nie mam do czego wracać. A skoro Rose twierdzi, że przybywamy tu, by coś znaleźć, to chyba warto zostać i poszukać.
Spojrzałam na niego, gdy patrzył przed siebie, na las po drugiej stronie drogi, która prowadziła donikąd.
- Zamierzasz powiedzieć Ashtonowi? - zapytałam, a chłopak tylko pokręcił głową.
- Wygląda na to, że mamy wspólną tajemnicę - odparł.
- Chodź - powiedziałam, wstając i biorąc Caluma za rękę, ciągnąc go ze sobą.
Ruszyłam w stronę lasu, wchodząc na jedną ze ścieżek. Nasze buty odbijały się od pokrytego miękkim mchem podłoża, w miarę jak wchodziliśmy w gęstwinę liści i gałęzi.
Nie odzywaliśmy się, ale nie puszczałam dłoni Caluma, więc wiedziałam, że wciąż jest obok mnie.
W końcu wyszliśmy na polanę i zatrzymaliśmy się oboje. Bez namysłu położyłam się na zimnej trawie. Zastanawiałam się, czy to w ogóle możliwe, że coś czuję, ale tak bez wątpienia było.
Calum poszedł w moje ślady, kładąc się obok.
- Wiesz, co jest najgorsze? - zapytał retorycznie, po czym odpowiedział sam sobie. - Nie pamiętam momentu umierania, ale wiem, że to nie był wypadek. Byłem jak Jacob, tylko użyłem innego sposobu.
Przesuwałam palcami między źdźbłami trawy, aż natrafiłam na ciepłą dłoń leżącą obok.
- Nie musisz o tym myśleć.
- Nie potrafię o tym nie myśleć.
Obróciłam się na bok i podparłam głowę ręką.
- Czasami lepiej wyrzucić wszystko z siebie - szepnęłam.
Calum przekręcił głowę i spojrzał na mnie, po czym przybrał taką samą pozycję jak ja, byśmy mogli być naprzeciwko siebie.
- Spójrz na pozytywne strony - powiedziałam. - Owszem, nie możesz wyjechać, utkwiłeś tu już do końca, ale z drugiej strony - nie masz już nic do stracenia. Możesz żyć jak gdyby nigdy nic się nie stało, może to na tym polega urok tego miejsca.
- Jesteś niesamowita, naprawdę potrafisz myśleć teraz o pozytywach?
- Zamartwianie się i roztrząsanie tego w kółko nic ci nie da - powiedziałam stanowczo.
- Masz inny pomysł?
Uśmiechnęłam się i usiadłam po turecku.
- A co jeśli pomożemy sobie nawzajem? Co jeśli ja pomogę ci znaleźć to, czego szukasz, a ty pomożesz mi podjąć decyzję.
- Przecież znasz moje zdanie, powinnaś uciekać stąd jak najszybciej, póki jeszcze możesz.
- Już raz uciekłam, może nie warto robić tego po raz kolejny.
Calum podniósł się i nerwowo zaczął skubać trawę, odrywając kolejne źdźbła i rzucając je na ziemię.
Wyciągnęłam w jego stronę otwartą dłoń.
- Zgoda?
Patrzył się niepewnie przez chwilę, ale uścisnął moją rękę.
- Zgoda. Więc jak właściwie chcesz to zrobić? To całe szukanie, znajdowanie, cokolwiek - zapytał, a ja w sumie nie wiedziałam, jak mam mu na to odpowiedzieć.
- Spróbujemy znaleźć coś, co sprawi, że będziesz szczęśliwy. Coś, co pozwoli ci zapomnieć.
Calum wbił we mnie swój wzrok, nie mówiąc ani słowa. Patrzyłam na jego ciemnobrązowe tęczówki, próbując się oderwać, ale coś mi na to nie pozwalało.
- Chyba wiem, co mogłoby mi pomóc - odezwał się po chwili.
Spojrzałam na niego zaciekawiona i wtedy wszystko rozegrało się tak szybko, że nie zdążyłam nawet zapytać. Calum położył swoją dłoń na moim policzku i delikatnie przysunął mnie do siebie tak, że mogłam poczuć jego zapach i ciepły oddech na mojej skórze. Jego usta złączyły się z moimi a ja zamiast zaprotestować, przylgnęłam jeszcze bardziej do niego i odwzajemniłam pocałunek, nie zwracając uwagi na lekki wiatr, który zaczął zrzucać pojedyncze liście z drzew, które teraz wirowały spadając wokół nas.
Może wtedy dotarło do nas, że wcale nie będziemy musieli szukać. Może już wtedy zrozumieliśmy, że znaleźliśmy to, po co tutaj przybyliśmy.




Widzicie, mówiłam, że ich nie zabiję. Rozdział jest wcześniej, bo jutro jadę na wycieczkę i wrócę dopiero w nocy.
Cytat z piosenki Eda, Thinking out Loud. Ostatnio było koło trzydziestu głosów na wattpadzie, czyli czyta mnie tyle osób, ile jest w mojej klasie mniej więcej, nice. Po Neverlandzie prawdopodobnie znikam, chyba że zdarzy się jakiś cud i zmienię zdanie. Miłego weekendu, do zobaczenia kochani.
PS Chciałabym jeszcze raz podziękować wszystkim, którzy czytają to głupie fanfiction, jesteście cudowni.
PS 2 Komentarze naprawdę mile widziane, strasznie mnie cieszy każde słowo od was i bardzo się z nimi liczę.

18 komentarzy:

  1. Ale mnie zaskoczyłaś! Teraz cała fabuła tego opowiadania nabiera zupełnie innego wyrazu. Kurczę, bardzo oryginalny pomysł. Brawa za kreatywność. Pocałowali się! Tak długo na to czekałam! ♥ Dlaczego zmierzasz zniknąć? Nie marnuj swojego talentu!

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam to opowiadanie, bo nie jest takie typowe i jest nieprzewidywalne. Jest cudowne.
    Miłego tygodnia, do kolejnego ♥ / qustysia

    OdpowiedzUsuń
  3. Ey, Meg! MAsz cholerny talent, nie zakładaj najgorszego! Neverland jest cudowne, nie spodziewałam sie czegos takiego, a naprawde musisz mieć głowę żeby cos takiego wymylic ;o Miłej wycieczki! xx

    OdpowiedzUsuń
  4. moze nudza i denerwuja cie moje komentarze ale to jest genialne!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział. Tak, w końcu się pocałowali! Czekam na nastepny ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem pozytywnie zaskoczona. Myślałam, że Rose to będzie jakaś czarodziejka...
    A tutaj mamy osobę, która szuka sensu życia. W "czyśćcu"?
    Właściwie to nie wiem jak zinterpretować to miejsce...
    Calum powiedział, ze trafił tutaj bo zabił się a bynajmniej jego słowa nie brzmią tak drastycznie jak moje.
    Co stało się z Scarlett? Ona nie naruszyła swgo życia, szuka tylko jego sensu, szczęścia, miłości...
    Chociaż to ostatnie już dostała.
    "nie zwracając uwagi na lekki wiatr, który zaczął zrzucać pojedyncze liście z drzew, które teraz wirowały spadając wokół nas." = czy to początek burzy? Czasu kiedy to dziewczyna wybierze "życie vs. śmierć?"
    Jeśli Rose, żyje tak długo w tym mieście to co stoi na przeszkodzie tym zakochańcom?

    Raczej szczęśliwego zakończenia się tutaj nie doczekam. Po Hungerze wiem, ze wprowadzisz zgrozę, zamieszanie i mętlik. :)

    Właściwie, to chciałabym jeszcze coś z Twojego pióra. Nie chcesz wracać, ale to naprawdę jest właściwa droga. Napisz jakaś powieś, wyślij wydawnictwom i za parę lat zobaczymy Twoje książki w księgarniach... a powiem Ci, że Hungera z pewnością by opublikowali. :)

    Więcej wiary w siebie i do następnego :)
    @LovEdand1D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hungera by nie opublikowali, wysyłałam już go i został odrzucony :)

      Usuń
    2. Wtrącę się, ale dlaczego go odrzucili? :o (jeśli można wiedzieć)

      Usuń
    3. A to już pytanie do wydawnictwa :) Wydaje mi się, że po prostu jest zbyt infantylne i błahe, oni szukają lepszych powieści, czegoś z wyższej półki.

      Usuń
    4. Mogli przynajmniej uzasadnić swoją decyzję... Tak w ogóle, to Hungera czytało mi się dobrze, więc szkoda, że go nie zatwierdzili. Może spróbuj go wysłać jeszcze gdzieś indziej.

      Usuń
  7. Cudowne <3 nie głupie! Cudowne c:

    OdpowiedzUsuń
  8. Tego się nie spodziewałam! W takim razie Cal jest samobójcą? Czy skoro Scar może jeszcze wrócić, to znaczy, że nie umarła?
    Końcówka jest urocza.

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział cudowny i wgl świetny pomysł na ff ;D
    Naprawdę mi się podoba,i to takie dziwne,że Cal jest samobójcą i mam dziwne przeczucie,że Scarlett wybierze śmierć i życie z Cal'em xd
    Ale pewnie i tak mnie zaskoczysz,weny kohana xx

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam mętlik w głowie. Nawet nie bardzo wiem, co powinnam tutaj napisać. Może źle robię, że komentuję zaraz po przeczytaniu, bo chyba powinnam sobie to najpierw poukładać, ale trudno. :)
    Ale zaskoczyłaś. Czegoś takiego się nie spodziewałam. Wszyscy chyba myśleli, że ta cała magia dotyczy tylko postaci Rose, a tu się okazało, że całe miasto jest.. hm... z innego świata (?). Musiałam to nawet dwa razy przeczytać, bo nie do końca chciało mi się w to wierzyć. I tu pojawia się pytanie: Co wybierze Scarlett?? Ja na jej miejscu bym się nie zastanawiała (zwłaszcza po tym magicznym pocałunku), ale to przecież jej decyzja; a raczej Twoja. ;)
    Kurczę, no. Po przecytaniu prologu byłam wręcz pewna, że neverland nie może skończyć się źle, że będzie to leciutka opowieść o uczuciu dwojga ludzi. Teraz już nie wiem nic. To tylko od Ciebie zależy, co z nimi zrobisz, a zakończenia mogą być bardzo różne...
    Przyznam szczerze, że początkowo naprawdę lubiłam to miasto, a teraz... hm... przypomina mi trochę więzienie, jakąś klatkę, z której nie można uciec. Lecz z drugiej strony dalej wydaje się być przyjazne... Skoro ludzie odnajdują w nim to, czego potrzebują.
    Jej, jestem tak bardzo ciekawa, co z tym wszystkim zrobisz. :) Gratuluję niesamowitej wyobraźni i błagam: Nie kończ pisać!
    Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
  11. WOW! serio wow... na początku nie ogarnęłam, ale już rozumiem... wydaje mi się że Sacr powinna zostać ( i zostanie) bo Calum hssdhcvhsdchsd hfcjsdjsd prooooosze nie przestawaj pisać! jesteś przefantastyczna! ♥
    @himyliam

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie jestem pewna, czy dobrze to rozumiem. Ed napisał ten dziennik, a w nim opisywał miejsca znajdujące się w tym mieście. To on stworzył to miasto.
    Nie mogę teraz żyć normalnie, wiedząc, że oni do jasnej cholery nie żyją. Jakoś inaczej to ff teraz wygląda haha. Jestem strasznie ciekawa co będzie dalej. Nie sądzę, że Scarlett wróci. Pamiętamy, że na początku było, że ona ucieka z domu. Czyli nie czuła się tam dobrze, w poprzednim mieście. No żyjąc, krótko mówiąc. Zostanie z Calumem i będą żyli długo i szczęśliwie x

    OdpowiedzUsuń
  13. Magia, magia, magia! Przepraszam, że dopiero teraz, ale w weekendowe noce znajduję czas na czytanie. Ale wiedz, że czytam i nie zamierzam przestawać!

    OdpowiedzUsuń
  14. Boskieeee nie spodziewalam sie tego wow naprawde jestem zaskoczona :o <33333 Szybko next

    OdpowiedzUsuń

Czytelnicy