piątek, 7 listopada 2014

10




Prawda zawsze ukrywa się w fikcji


- Żartujesz, prawda? - usłyszałem z jej ust, gdy podzieliłem się moimi przemyśleniami.
- Jasne, że żartuję, przecież naprawdę RH to Robin Hood, jakie to proste - odgryzłem się.
Scarlett przewróciła oczami i spojrzała na mnie, marszcząc brwi i przygryzając wargę.
- To miasto naprawdę jest małe - powiedziała.
Ale cofnijmy się trochę, do momentu, gdy wieczorem otworzyłem pierwsze strony pamiętnika tajemniczego mężczyzny i kolejne wyrazy, łączące się w zdania, zaczęły przepływać przez mój mózg, rysując w mojej głowie historię, o której wcześniej śladowo opowiedziała mi Scar. Sądziłem, że to dobry pomysł, bym również przeczytał dziennik, jako że druga osoba zawsze zwraca uwagę na coś innego, co mogłoby nas przybliżyć do określenia tożsamości właściciela tajemniczego zeszytu.
Widać było, że specjalnie opisy miasta przeważały nad jego własnymi przemyśleniami, jednak po dokładnym wczytaniu się także w niedosłowne sensy, pozwoliło mi dostrzec także drugą warstwę, w której opisywał swoje uczucia. Uczucia do kobiety o inicjałach RH.
Początkowo podobnie jak dziewczyna stojąca naprzeciwko mnie, nie miałem pojęcia, kim mogłaby być jego ukochana, bo wyraźnie można było wyczytać, że darzył ją specjalnym uczuciem.
Gdy skończyłem czytać ostatnią urwaną w połowie stronę, zamknąłem dziennik i odłożyłem go na fotel, ale nie mogłem iść spać, bo historia tajemniczego mężczyzny nie dawała mi spokoju. Próbowałem położyć się i zasnąć, ale nawet słuchanie muzyki nie pozwalało mi się zrelaksować. Zacząłem żałować, że w ogóle poprosiłem Scarlett o pożyczenie mi dziennika.
Z braku ciekawszego zajęcia, którym mógłbym oderwać się od nieustannych myśli, postanowiłem zacząć porządkować stare papiery, które walały się w szufladach. Wyjąłem pogniecione druki i po kolei przyglądałem się im, kwalifikując je albo na jedną kupkę, która miała znaleźć się potem w śmieciach i drugą - czyli te papiery, które mogły się jeszcze przydać.
Po chwili natrafiłem na jedną z faktur, które co miesiąc wystawiała mi właścicielka kamienicy. Kwota nie była wielka, ale nie żebym narzekał. Bardziej niż cyfry zainteresowało mnie imię i nazwisko, które teoretycznie znałem bardzo dobrze, ale wcześniej nie przyszło mi do głowy, by o nim pomyśleć.
Rose Heartful
Gdy podzieliłem się już moją teorią ze Scarlett, widziałem, że w jej głowie również zaświeciła mała żaróweczka.
Teraz pozostawało tylko połączyć Rose z właścicielem pamiętnika.
- Co zamierzasz zrobić? - zapytałem dziewczynę.
- A co oczekujesz, że zrobię? Możemy zostawić dziennik w antykwariacie i zapomnieć o nim albo drążyć temat. Oboje wiemy, że to pierwsze raczej na pewno odrzucamy.
Pokiwałem głową ze zrozumieniem.
- Musimy spotkać się z Rose - powiedziałem zdecydowanie.
Scarlett spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem.
- Tak? I co powiemy? Hej, Rose, znaleźliśmy i przeczytaliśmy pamiętnik twojego byłego chłopaka, męża, kogokolwiek i chcielibyśmy wiedzieć kim jest. Tak to widzisz?
- Kiedy mówisz to w ten sposób...
Dziewczyna skrzyżowała dłonie na ramionach. Kiedy dzwoniłem do niej, nie pomyślałem, że noc to nie najlepsza pora na rozwiązywanie jakichkolwiek zagadek i problemów, które z nich wynikają.
- Pojedźmy do niej rano, poproszę Ashtona, żeby nas podwiózł do baru Rose - zaproponowałem.
- Jesteś pewien, że nie powinniśmy zostawić po prostu tego głupiego dziennika w spokoju?
Pomyślałem chwilę, rozważając za i przeciw, po czym podniosłem wzrok i popatrzyłem prosto w oczy Scarlett.
- Tak. Jestem pewien.
- OK - powiedziała, po czym uśmiechnęła się i z udawaną złością w głosie dodała - Powinnam cię udusić za to, że prawdopodobnie dziś już nie zasnę mocnym snem.
Wiedziałem, że ja też nie wyśpię się tej nocy tak dobrze, jakbym tego chciał, a wtedy mój wzrok padł na stary telewizor i odtwarzacz kaset VHS. W głowie zaświtał mi pewien pomysł, chociaż drugi głos podpowiadał mi, żebym po prostu powiedział Scarlett dobranoc i próbował jednak pójść spać.
- Nie chcesz może zostać i coś obejrzeć? - zapytałem, zanim zdążyłem ugryźć się w język.
Cholera Calum, co ty robisz.
Scarlett wzruszyła ramionami i opadła na jeden z foteli stojących przez starym telewizorem.
Stałem jeszcze chwilę zdezorientowany, gdy odwróciła głowę i powiedziała:
- No to co ciekawego masz mi do zaoferowania?


Po godzinie oglądania jakiegoś filmu, który akurat wpadł mi w ręce, dziewczyna zamknęła oczy i zaczęła zapadać w sen, więc postanowiłem wyłączyć odtwarzacz. Po cicho zabrałem z łóżka cienki koc i okryłem ją delikatnie. Poruszyła się niespokojnie przez sen, kiedy niechcący dotknąłem dłonią jej nagiego ramienia.
Sen nie był jednak dla mnie tak samo łaskawy, jak dla Scarlett i chociaż wiedziałem, że jutro będę przypominał zombie, to i tak pójście spać nie wchodziło w grę.
Popatrzyłem na gitarę leżącą obok łóżka i śpiącą dziewczynę, po czym stwierdziłem, że dźwięki basu nie będą na tyle ostre, by ją obudzić.
Usiadłem na łóżku i zacząłem szarpać struny, a spod moich palców wypływała pomrukami melodia, której nie znałem, bo nuty przychodziły mi do głowy spontanicznie. Nie zorientowałem się, kiedy obok mnie usiadła Scarlett, przyglądając się, jak gram.
Przestałem wprawiać struny w ruch na krótką chwilę.
- Przepraszam, że cię obudziłem...
- Nie przerywaj - poprosiła.
Grałem jeszcze chwilę, ale obecność dziewczyny rozpraszała mnie, chociaż nie wiedziałem dlaczego. Chociaż może wiedziałem, ale nie chciałem dopuścić do siebie tej świadomości.
- Gdzie nauczyłeś się tak grać? - zapytała.
Wzruszyłem ramionami.
- Nigdzie, po prostu dostałem na któreś urodziny gitarę i zacząłem torturować struny.
- Skoro to nazywasz torturowaniem...
- Grasz na czymś? - spytałem.
- Nigdy nie byłam dobra z muzyki - odparła, kręcąc głową.
- Spróbuj - powiedziałam, podając jej gitarę.
Wzięła ją ostrożnie, opierając na jednym kolanie i układając dłoń na górnej części gryfu.
Przesunąłem się nieco, bym mógł objąć ją ramieniem z tyłu i pomóc ułożyć odpowiednio palce na strunach. Chyba jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko obok siebie i to sprawiało, że zaczynało mi być gorąco.
- Spróbuj szarpnąć delikatnie struny - poinstruowałem ją.
Pierwsze dźwięki były dość urwane, ale skoro Scarlett grała pierwszy raz to i tak nieźle jej poszło.
Swoimi dłońmi nakrywałem jej, prowadząc palce po strunach, z których teraz, z moją pomocą, wydobywała się czysta, głęboka melodia.
- Dlaczego bas, a nie zwykła gitara? - zapytała, gdy przestaliśmy grać, a ja odłożyłem instrument na prowizoryczny stojak.
Nigdy nad tym nie myślałem, ale chyba podświadomie znałem odpowiedź.
- Gitary basowej tak naprawdę nie słyszysz. Ty ją po prostu czujesz, to sprawia, że jest tak wyjątkowa. Melodia bez basu to jak ciało bez duszy.
Przez chwilę oboje milczeliśmy, po czym Scarlett zdecydowała, że lepiej będzie, gdy wróci jednak do siebie, bo nam obojgu przyda się jednak trochę odpoczynku przed jutrzejszym dniem. Nie protestowałem, chociaż z drugiej strony szkoda było mi przerywać tę chwilę, bo było w niej coś wyjątkowego.



Wychodząc na zewnątrz, uderzyły we mnie ciepłe promienie słoneczne, które dopiero jakiś czas temu zaczęło wschodzić nad widnokrąg. Jakie to dziwne, że trzeba przemóc się, by wstać wcześnie, żeby zobaczyć coś tak pięknego. Myślę, że ludzie nie doceniają piękna, jakie drzemie we wschodach i zachodach słońca. W końcu to ono nadaje naszemu życiu rytm i co więcej, robi to z niesamowitą gracją, zmieniając co chwilę odcienie czerwieni, pomarańczu i złota.
Podeszłam do samochodu, w którym widziałam siedzącego na miejscu pasażera Caluma i Ashtona jako kierowcy.
- Cześć chłopaki - rzuciłam, usadowiając się z tyłu.
- Cześć Scarlett. Cześć dziewczyno mojego najlepszego przyjaciela - powiedzieli jednocześnie, z tym że pierwsza kwestia należała do Caluma, a druga do Ashtona.
- Nie zwracaj na niego uwagi - rzucił ten pierwszy, kręcąc z zażenowaniem głową.
- Hej! Nie zapominaj, kto prowadzi ten samochód.
Roześmiałam się szczerze, bo trudno było się powstrzymać, widząc dwóch dorosłych chłopaków, kłócących się jak stare małżeństwo. Albo przedszkolaki.
- Tak w ogóle, nas chyba oficjalnie nie przedstawiono - powiedział Ashton.
- Miło mi cię poznać, Ash - rzuciłam, celowo zdrobniając jego imię, bo Calum powiedział mi kiedyś, że Ashton to lubi.
- Ta dziewczyna już mi się podoba - powiedział, śmiejąc się jak dziewięciolatka.
- Jakie są szanse, że dotrzemy w ciszy do baru Rose? - zapytał Calum.
- Duże, jeśli teraz wysiądziesz i pójdziesz tam na piechotę - odgryzł się Ashton.
- Przestańcie - poprosiłam, chociaż skłamałabym, mówiąc, że nie znajdowałam ich kłótni jako zabawnych.
Ashton włączył jedną ze swoich składanek i teraz zamiast kłócić się z przyjacielem, co chwilę śpiewał kolejne pojedyncze wersy piosenek.
- Wziąłeś dziennik? - spytałam Caluma, korzystając z okazji.
Odwrócił się i zrobi dziwną minę, zaciskając usta i kręcąc szybko głową, ale zanim zorientowałam się, o co chodzi, było już za późno.
- Jaki dziennik? - zainteresował się Ashton.
- Dziennik? Jaki dziennik? - powtórzył jak echo Calum, przybierając niewinną minę.
- Nie chcecie, to nie mówcie - powiedział obrażonym tonem chłopak. Żałowałam, że w ogóle poruszyłam ten temat, ale skąd miałam wiedzieć...eh.
Wjechaliśmy na parking przez barem i Calum dał mi jednym spojrzeniem do zrozumienia, że lepiej będzie, gdy szybciej wysiądziemy i będziemy liczyć na to, że Ashton zapomni o tym, że wspomniałam w ogóle o jakimś dzienniku.
- Dzięki za podwiezienie, Ash - rzuciłam tylko i stanęłam na kamienistym podłożu tuż obok Caluma.
Spojrzeliśmy w stronę budynku, przed którym stał tylko samochód Rose, a w okienku paliło się jedno światło. Nic dziwnego, było jeszcze bardzo wcześnie. Calum spojrzał na mnie.
- Na pewno?
- Na pewno.
Weszliśmy razem do pustego baru, który czekał już na pierwszych klientów. Rose nie było nigdzie widać, kiedy rozglądałam się po pomieszczeniu.
- Pewnie jest w swoim małym biurze - rzucił chłopak, wskazując mi kierunek dłonią.
Ruszyłam w tamtą stronę i zapukałam delikatnie do drzwi.
- Proszę - odparł zza drzwi głos należący do Rose.
Kobieta podniosła wzrok, a kiedy zobaczyła mnie, jej twarz rozpromieniła się.
- Scarlett! - niemal krzyknęła, wstając zza biurka, by mnie uściskać.
Po chwili zobaczyła także Caluma i próbując ukryć zdziwienie, również jego objęła i przywitała.
- Rose, nie chcemy zabierać ci wiele czasu - zaczął Cal - ale mamy dość ważną sprawę.
Kobieta ponownie usiadła za biurkiem i wskazała nam kanapę naprzeciwko.
- Siadajcie, proszę.
Nałożyła okulary i czekała, aż powiemy jej, o co właściwie chodzi.
- Znaleźliśmy coś i pomyśleliśmy, że może będziesz wiedziała, do kogo to należy.
Calum wyjął z plecaka dziennik i położył przed Rose na biurku.
- Och... - wyrwało się jej, gdy zobaczyła czarny zeszyt.
- Wiesz, co to jest, prawda? - zapytałam.
- Oczywiście.
Spojrzeliśmy po sobie z Calumem, a on niespodziewanie nakrył moją dłoń swoją i lekko ją ścisnął, jakby dodając mi w ten sposób otuchy. Teraz serce biło mi już szybciej z dwóch powodów.
- Skąd to macie? - spytała Rose, a ja poczułam się dziwnie, bo przecież bez pozwolenia zabrałam pamiętnik z antykwariatu.
- Ed poprosił mnie, bym przejrzała stare pudła, natrafiłam przypadkiem na niego i...przepraszam Rose, ale go przeczytałam. Przeczytaliśmy.
Kobieta uśmiechnęła się, patrząc z sentymentem na ciemną okładkę, dotykając starego materiału, z którego została wykonana.
- To dziennik mojego męża. Jacoba Moore'a.
Rose pogrążyła się na dłuższą chwilę we wspomnieniach, jakie przywołał pamiętnik, a my nie chcieliśmy jej przerywać tych rozmyślań.
- Zapewne macie wiele pytań - powiedziała.
- Wiele to zbyt mało powiedziane - odparłam. - Nie ukrywam, że dziennik jest pisany niczym powieść fantasy, sama nie wiem, co o nim myśleć.
- Wygląda na to, że przyszedł czas, bym zaczęła wam coś wyjaśniać. Jednak to temat na dłuższą pogawędkę, poczekajcie tutaj chwilę.
Rose wyszła z biura, by zmienić tabliczkę otwarte na zamknięte.
- Mam złe przeczucie - szepnęłam.
- To tylko głupi dziennik - powiedział cicho Calum.
Spojrzałam w jego ciemne oczy, pozwalając, by na chwilę tylko one zasługiwały na moją uwagę, a reszta nie miała znaczenia. Obawiałam się, że powoli zbyt bardzo przywiązuję się do tych oczu. I tego uśmiechu. I dotyku jego dłoni na mojej skórze.
Rose ponownie siadła za biurkiem i zapadła się w masywnym fotelu, zdejmując okulary i pocierając nos na wysokości zatok.
- Pani mąż przybył tutaj w latach siedemdziesiątych, prawda? Data w dzienniku to dwie cyfry, siedem i osiem, więc wywnioskowałam, że był to rok 1978.
Rose popatrzyła na nas ciepło dziwnym wzrokiem.
- Tak Scarlett, to były lata siedemdziesiąte. Jednak jedna cyfra roku się nie zgadza.
Kobieta westchnęła głęboko.
- To nie był 1978, ale 1878 rok.



____________________

Dziesiątka za nami, co sądzicie? Dziękuję strasznie kilku osobom za wspieranie mnie, jesteście kochane.
Dzisiejszy cytat pochodzi z Gry Anioła, powieści jednego z moich pisarskich idoli - mistrza Zafona.
No, jestem ciekawa waszych teorii na temat tego, co planuję dalej i mam nadzieję, że nikt się jeszcze nie domyśla, co zamierzam.
Do zobaczenia za tydzień.



19 komentarzy:

  1. Domyśliłam się, że to Rose, ale nie mogę wymyślić nic innego (co by było możliwe) na temat dziennika.
    Świetny, uwielbiam.
    Do następnego. ♥ /qustysia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmmm jakby to pasuje mi do czegos specyficzngo moja pierwsza mysl wampir czy jakis magiczny stwor ale potem nie to nie mozliwe ehhhh juz nie wiem co myslec nie moge sie juz doczekac dawaj szybciutko nexta bo umre z ciekawosci

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyznam, że jak na razie przeczytałam tylko ten jeden rozdział, ale naprawdę mnie wciągnął i zaciekawiła mnie historia o której w sumie nie wiele wiem, więc w najbliższym czasie nadrobię resztę ;D
    Strasznie podoba mi się twój styl pisania, lekko się czyta, co jest naprawdę wielkim plusem ;)
    Teraz nie mogę zbyt wiele powiedzieć, ale mogę życzyć ci weny do dalszego pisania.
    I jeśli będziesz miała czas oraz chęci to zapraszam do mnie
    Pozdrawiam xxx

    http://arabella-fanfic.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam cię, kochanie, ale będzie to jeden z tych długich komentarzy, bo po prostu nie wiem, co ci tu napisać. Przeczytałam rozdział i od kilku minut siedzę wpatrzona w ekran laptopa i nie mogę nic z siebie wydusić, więc na piszę po prostu wow... Bo nic innego teraz nie wymyślę i dziękuję ci, bo przeniosłaś mnie właśnie do Nibylandii. /@calumzsunshine

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmmmm... czyżbyś planowała jakieś fantasy, co Meg?
    Rozdział bardzo przyjemny. Taki lekki. Potrzebowałam czegoś takiego. Nauka mnie wykańcza, więc ten piękny, zimny, piątkowy wieczór umiliłam sobie tym cudem :)
    Zapowiada się ciekawie, oj ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Lubię jak Scar i Cal spędzają ze sobą dużo czasu.
    Rok 1878? Nie mam pojęcia jak to możliwe, że Rose nadal chodzi po świecie. Moim pierwszym skojarzeniem było słowk wampir, jednak od razu to wykluczam. Może Rose pije jakieś ziółka albo coś. Nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
  7. O mój Boże, koncówka totalnie zbiła mnie z tropu! Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego! :o Uwielbiam fragmenty, gdy Scarlett i Calum są razem. Z niecierpliwością czekam, aż między tą dwójką coś się wydarzy.
    Świetny rozdział. Życzę weny i pozdrawiam!

    Your perfect imperfections

    OdpowiedzUsuń
  8. Tego się nie spodziewałam. O.o
    Pisałam już kiedyś, że Rose jest niczym taka dobra wróżka, no ale to było raczej takie przenośne... O.o W takim razie kim ona jest??? Niemożliwe, żeby człowiekiem, więc kim? Na pewno kimś/czymś dobrym (wątpię, żeby wampirem, jak to sugerują koleżanki powyżej. Chyba że jakimś lepszym. ;)).
    Przyznam szczerze, że nigdy nie byłam jakąś tam wielką fanką fantasy, lecz akurat w tym.opowiadaniu to wszystko jest takie... piękne, ciekawe, po prostu świetne. <3 Może nawet przekonasz mnie do tego gatunku? Kto wie? ;)
    No a teraz wątek Scarlett i Caluma. Tak bardzo bardzo podoba mi się, że ich uczucie cały czas się rozwija (m.in. dzięki temu dziennikowi). <3 To jest takie piękne. Te ich emocje (np. podczas gry na gitarze)... I Twój sposób opisywania uczuć... Po prostu uwielbiam. <3
    Ty to wiesz, jak zaciekawić! Calum i Scarlett, dziennik, Rose... *.*
    Pozdrawiam. :***

    OdpowiedzUsuń
  9. ooo, nie będzie takie zwykłe *o* cuuudo! :D

    OdpowiedzUsuń
  10. O teraz to przyznaję, że jestem przerażona. Jak jej mąż mógł żyć tyle lat? I tylko on czy ona też? I co on ma wspólnego ze Scarlett i Calumem, bo na pewno ma i to wiele.
    Btw. Cashton moments ❤
    @ilovemy5sos

    OdpowiedzUsuń
  11. oja cie jednak dodasz troche magii. czuję że dzięki temu ubarwisz to opowiadanie i będze ono jeszcze bardziej ciekawe. juz nie mogę doczekac się nowego

    OdpowiedzUsuń
  12. Wow świetne! Czekam na next! Zokochalam się juz w tym ff ♡ / @CaterinePe

    OdpowiedzUsuń
  13. WOW to było coś bardzo jestem ciekawa co będzie dalej.Czytałam dwa pozostałe twoje opowiadania i muszę powiedzieć,że były genialne lecz tego jednego nie mogłam skończyć ponieważ stał się on prywatny.Podziwiam twoją wyobraźnie.

    OdpowiedzUsuń
  14. To będą podróże w czasie xd

    Rozdział super jak zawsze; )

    OdpowiedzUsuń
  15. Cóż, nie wydaje mi się, żeby sama obecność Rose tutaj była normalna. Ona jakby coś wiedziała. I szczerze mówiąc zaintrygował mnie cytat. "Prawda zawsze ukrywa się w fikcji"? Czy tą fikcją jest dziennik, a to co jest w nim ukryte to przyszłość Caluma i Scarlett? Cóż, idk jak mam to inaczej napisać, ująć, ale jednak cytat gra dość ważną rolę. Może źle myślę, ale jednak dziennik i Rose wydają mi się być kluczem. A może sam dziennik?
    Ogólnie to piszesz świetnie, a fanfiction ma tyle magi, że mogłabym to czytać bez końca! x

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie mam pojęcia o co chodzi więc tak czy tak będe zaskoczona XD rozdział oczywiście cudowny
    @himyliam

    OdpowiedzUsuń

Czytelnicy