- Dzięki - odparłam, gdy podała mi jeden z nich.
Musiałam wyglądać nieco dziwnie, stojąc nieruchomo, gdy każdy podrygiwał w takcie muzyki, którą puszczono z głośników umieszczonych w głębi sali. Dodatkowo wpatrywałam się ciągle w miejsce, gdzie wcześniej stał Calum, grając na gitarze.
- Byli świetni, prawda? - zagadała Chelsea, idąc moim śladem, spojrzała na pustą przestrzeń przed nami.
Pokiwałam głową, odwracając się, po czym oparłam się plecami o ścianę i powoli zsunęłam się na ziemię, a chwilę później Chelsea usiadła obok mnie.
- Nie powinnaś być przypadkiem ze swoim chłopakiem? - zapytałam nie dość dyskretnie, ale czułam, że mogę z nią rozmawiać swobodnie.
- Jakim chłopakiem? - odparła z lekką nutą sarkazmu, a na jej twarzy pojawił się kwaśny uśmiech, kiedy wskazała dłonią w określonym kierunku. - Tym, który właśnie wpił się ustami w wargi tamtej dziewczyny, jakby próbował wyssać z nich jad?
- Oh - wyrwało mi się.
- Tak jest nawet lepiej - powiedziała zrezygnowana, ale wiedziałam, że kto jak kto, ale ona nie zamierzała się z tego powodu załamać.
- Mogę spytać, co się między wami...
- Twierdzi, że jestem szalona.
- A nie jesteś? - zapytałam z uśmiechem.
Popatrzyła na mnie i mogłam łatwo stwierdzić, że akurat w tym momencie nie była rozbawiona.
- Co się dzieje?
- Ty też pomyślisz, że zwariowałam. Każdy by tak pomyślał.
Przypomniałam sobie wszystko, o czym powiedziała nam Rose i obawiałam się, że nic, co ma mi do powiedzenia Chelsea już nie było w stanie mnie zaskoczyć.
Dziewczyna westchnęła i jednym tchem zaczęła wyrzucać z siebie ciążące jej na sercu sprawy, których nie potrafiła wyjawić nikomu innemu.
- Pamiętasz, jak spotkałaś mnie na samym początku? - pokiwałam głową, a ona kontynuowała. - Wiesz, że chciałam stąd wyjechać, że miałam duże ambicje, ale za każdym razem, gdy próbowałam jechać gdzieś daleko, wracałam do punktu wyjścia, do tego cholernego miasta. Tak, jakbyśmy byli tutaj uwięzieni. Nie wiem co się dzieje i za wszelką cenę chcę się dowiedzieć.
Serce biło mi szybciej, w miarę jak Chelsea wypowiadała kolejne słowa i nie wiedziałam, jak mam na nie zareagować. Ustaliliśmy przecież, że nie wtajemniczymy kolejnych osób, bo mogłoby to prowadzić do tragedii. Dlatego postanowiłam odwrócić jej uwagę i skierować tok myślenia na inny tor.
- Może to znak! - zaśmiałam się, próbując obrócić wszystko w spontaniczny żart. - Może to miasto cię potrzebuje Chelsea, może czasami lepiej być Kimś tutaj, niż Nikim w wielkim, złym świecie.
Wyciągnęłam w jej stronę kubek, a ona mechanicznie stuknęła w niego swoim, po czym obie pociągnęłyśmy spory łyk piwa.
- Znasz Ashtona, prawda? - zmieniła temat, bo chyba sama nie chciała ciągnąc tematu, który doprowadzał ją do frustracji.
- Mhm, trochę. Pracuje z Calumem - odpowiedziałam.
- Świetnie dziś grał.
- Świetnie dziś grał i, i, i... - próbowałam pociągnąć ją za język, bo widziałam, jak rozmarzyła się na same wspomnienie o chłopaku.
- Och, przestań - dźgnęła mnie w bok z uśmiechem na twarzy.
- A tak w ogóle, to gdzie są te gwiazdy? - zapytałam, rozglądając się po sali, ale nigdzie nie widziałam chłopaków, którzy stali wcześniej na scenie.
- Powinnam poszukać Caluma - powiedziałam, wstając i otrzepując spodnie z pyłu, który osadzony na ścianach i podłożu pozostawił szarą warstwę na moich ubraniach.
- Pozdrów Ashtona, jeśli go zobaczysz - rzuciła Chelsea, a ja powiedziałam tylko, że oczywiście mu to przekażę.
Wyszłam na zewnątrz, powoli pokonując schody, na których musiałam przecisnąć się obok jakiejś przyklejonej do siebie pary.
Gdy pchnęłam ciężkie drzwi, uderzyło we mnie rześkie nocne powietrze. Przed magazynem było kilka osób, z których większość stała, rozmawiając podczas palenia papierosów.
Zauważyłam charakterystyczne czerwone włosy gitarzysty z zespołu i podeszłam do niego, korzystając z okazji, że stał sam, wydmuchując z ust dym.
- Hej - powiedziałam, stając obok niego.
- Hej - odparł, podając mi dłoń, którą uścisnęłam. - Jestem Michael.
- Scarlett.
Spojrzał na mnie, jakby coś zaświtało mu w głowie i nagle przybrał dziwną minę.
- Wiem o wszystkim... - szepnął tajemniczo, uśmiechając się do mnie.
Nie dałam po sobie poznać, że tętno wzrosło mi tak, jak wtedy, gdy Chelsea zaczęła opowiadać o swoim małym szaleństwie.
Patrzył na mnie, jakby czekał na jakąś reakcję, ale po chwili zrezygnowany westchnął teatralnie i powiedział:
- No wiesz, o tobie o Calumie - mrugnął do mnie.
Kamień spadł mi z serca, chociaż jednocześnie zaczęłam się zastanawiać, co też Cal im o mnie naopowiadał.
- A właśnie, nie widziałeś go może gdzieś przypadkiem? - zapytałam.
- A może przypadkiem widziałem.
- To może przypadkiem mógłbyś mi to powiedzieć... - uśmiechnęłam się.
- A mógłbym. Może - powiedział i dodał jeszcze - Całkiem przypadkiem.
Zaproponował mi papierosa, ale odmówiłam.
- Poszedł tam - machnął dłonią, wskazując mi kierunek. Miałam już odejść, kiedy odezwał się jeszcze raz. - Calum dużo o tobie mówił. To dobry chłopak, opiekuj się nim dziewczyno.
Pokiwałam głową i odeszłam, idąc tam, gdzie miałam nadzieję spotkać Cala.
Szłam przez chwilę, rozglądając się wokoło. Nikłe światła latarni oświetlały mi drogę, lecz nigdzie nie dostrzegałam chłopaka, którego szukałam.
Nagle jakaś silna dłoń pociągnęła mnie do zaułka między dwoma magazynami, ale zamiast krzyczeć, uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam przed sobą dwoje znajomych brązowych oczu.
- Przestraszyłeś mnie - powiedziałam z urywanym oddechem, bo serce biło mi dość szybko.
Zaśmiał się tylko, co naprawdę nie pomagało w unormowaniu mojego tętna. Widziałam jak cienie i smugi ciepłego światła podkreślały jego kości policzkowe, a oczy śmiały się wraz z ustami.
- Dlaczego nie jesteś w środku? - zapytałam o pierwszą rzecz, która przyszła mi do głowy.
Oparł wyciągniętą rękę o mur tuż obok mojej głowy, stając centralnie naprzeciwko mnie.
- Pomyślałem, że na zewnątrz znajdę kogoś ciekawego. No i proszę, nie pomyliłem się.
Znów ten uśmiech, który działał na mnie za każdym razem tak samo, jak za pierwszym.
Może powinnam zacząć dopuszczać do siebie uczucia i pozwolić im siać w moim rozumie zniszczenia, ale myślałam też racjonalnie i byłam pewna, że z momentem, gdy to zrobię, trudniej będzie mi podjąć ostateczną decyzję. Okazuje się, że śmierć jest niczym w porównaniu z dopuszczeniem do siebie myśli, że zaczynasz darzyć kogoś uczuciem silniejszym niż wszystkie i nie potrafisz w żaden sposób tego zatrzymać.
- Myślałam, że jesteś raczej nieśmiały, a tam na scenie... - zaczęłam.
- Nie potrafię tego logicznie wytłumaczyć. Trzymasz w ręku coś, z czego potrafisz zrobić użytek i dać ludziom powód do zabawy i w pewien sposób stajesz się bardziej pewny siebie, tak to chyba działa.
Ledwo zauważalnie przysuwał się coraz bliżej mnie i byłam pewna, że za chwilę mnie pocałuje, ale gdy już przymykałam powieki, on odsunął się i złapał mnie za rękę, dając znak, że mam za nim iść. Calum prowadził mnie ku samochodowi Chelsea, a gdy stanęliśmy obok niego, podał im kluczyki.
- Skąd je masz? - zapytałam zdziwiona.
- Powiedzmy, że znalazłem kogoś, kto zgodził się zaopiekować Chelsea i odwieźć do domu, a dzięki temu mamy środek transportu.
- Wypiłam trochę...
Calum spojrzał na mnie krytycznym wzrokiem i powiedział szybko ironicznym tonem.
- Naprawdę najbardziej przejmujesz się tym, że będziesz prowadzić pod wpływem? I co się stanie? Umrzemy?
Wzniosłam oczy ku górze, nie mając siły się z nim kłócić, więc po prostu wsiadłam do samochodu, a Calum wcisnął się w fotel pasażera zaraz po tym.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam, ale w oczach Caluma było coś, co podpowiadało mi nasz cel.
Chłopak popatrzył przed przednią szybę na ciemne niebo pokryte gwiazdami i spojrzał na mnie.
- Pomyśl, gdzie chciałabyś teraz być. Myślę, że mamy na myśli to samo miejsce.
Na chwilę zawiesiłam się, nie mogąc oderwać oczu od jego bazowych tęczówek, po czym uniosłam kącik ust i odpaliłam silnik.
Leżeliśmy z głowami ułożonymi obok siebie i żadnemu z nas nie przeszkadzało milczenie, w którym pogrążaliśmy się od jakiegoś czasu. Milczenie nie jest złe, kiedy jesteś obok osoby, przy której nie musisz wcale nic mówić, by się rozumieć.
Trzymałam Caluma za rękę i pozwoliłam zamknąć sobie oczy, bo nie mogło mi się stać nic złego, tak długo, jak byłam z nim. Wszystko działo się tak szybko i Rose chyba miała rację, mówiąc, że czas płynie tu inaczej. Możliwe, że w odniesieniu do rzeczywistości, zegary nie miały tu prawa bycia, ale jeśli chodzi o uczucia, wydawało mi się, że tutaj odczuwa się je jako znacznie wzmocnione i bardziej intensywne.
Nad nami świecił księżyc, jeśli akurat nie przykrywały go ciężkie chmury, które przesuwały się po niebie.
- Chcesz znać moje zdanie? - zapytał cicho Calum, a ja wyczułam w jego głosie, że adrenalina po koncercie zaczęła go opuszczać.
- Czuję, że niezależnie od odpowiedzi i tak je poznam - odparłam.
- Sądzę, że powinnaś odejść.
Podniosłam się gwałtownie i siadłam, a on zrobił to samo, więc teraz siedział, patrząc mi prosto w oczy.
- Masz wybór, którego my nie mieliśmy - zaczął. - Wszystko zależy od ciebie.
Zastanowiłam się chwilę i zamierzałam zacząć się z nim kłócić, mimo że jeszcze niedawno byłam pewna tego, że raczej tutaj nie zostanę. Jak wiele może się zmienić przez jedno dłuższe spojrzenie na pozór zwykłych, brązowych oczu?
- Co jeśli nie mam do czego wracać? - rzuciłam.
- Zawsze jest coś, dla czego warto wrócić. Scarlett, musisz żyć.
- Żyje mi się bardzo dobrze tutaj - odbiłam piłeczkę w jego stronę, czekając czym tym razem mi odpowie.
-Właśnie w tym problem. Tu się nie żyje.
Ostatni argument Calum wypowiedział ściszając coraz bardziej ton głosu, po czym spuścił wzrok i zaczął przekładać między palcami sznurówkę buta.
Pochyliłam się i położyłam moje obie dłonie na jego policzkach, unosząc je delikatnie do góry, bym mogła na niego spojrzeć.
- Czujesz to? - zapytałam, a Calum pokiwał tylko głową.
Przesunęłam kciukiem po jego policzku.
- A to?
Złączyłam niespodziewanie nasze usta, czując, jak wargi Caluma zadrżały na skutek mojego dotyku.
Oparłam swoje czoło o czoło Caluma i przymknęłam oczy, dając się całkowicie pogrążyć w chwili, która zdawała się trwać wiecznie. Czułam na skórze warg wydychane przez niego powietrze i niemalże słyszałam bicie serca, wyrywającego się także z mojej klatki piersiowej.
- Widzisz? - szepnęłam. - Może to nieżycie wcale nie oznacza, że nie możemy czuć.
- Trudno cię będzie przekonać - powiedział z przekąsem Calum, wstając i podchodząc do krawędzi dachu. Chyba nie tak łatwo było odciągnąć jego myśli od tego tematu.
Podeszłam do niego i oparłam się łokciami o murek, stając do niego plecami, bym jednocześnie mogła widzieć chłopaka.
- Zawrzyjmy umowę - odezwał się, ciągle patrząc na senne miasto.
Spojrzałam na niego, nie wiedząc, czego mam się spodziewać.
- Ludzie robią listę rzeczy, które chcą zrobić przed śmiercią, więc my zróbmy listę rzeczy, które można by zrobić przed życiem.
Odwrócił się i uśmiechnął, wyraźnie zadowolony z tego pomysłu. Nie wiem kiedy zdążył to zrobić, ale przed nim leżała pusta kartka papieru z leżącym na niej długopisem, który powstrzymywał ją przed porwaniem przez wiatr.
- Kiedy skończysz, wiesz, gdzie mnie szukać - powiedział i po chwili straciłam go z oczu, gdy zszedł schodami przeciwpożarowymi, wracając do swojego mieszkania.
Wzięłam długopis do ręki i zaczęłam pisać.
Mimo wszystko nadal nie wiedziałam, jaką decyzję podejmę, ale miałam zamiar wykorzystać dobrze czas, który przyszło mi spędzić z Calumem.
Może to nie takie złe, jeśli nie wiesz, czego właściwie chcesz od życia. Dzięki temu może cię zaskoczyć, a czy nie o to w tym wszystkim chodzi?
Jesteśmy już bliżej niż dalej końca, co mnie niezmiernie cieszy, bo jeśli jest coś, co lubię najbardziej, to są to zakończenia. Dzisiaj wyjątkowo bez cytatu.
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał i życzę wam miłego weekendu, spędzonego w sposób ciekawszy niż mój - czyli polegający na leżeniu w łóżku i chorowaniu.
M. (@irwinflex)